29.01.2010

Spotkanie Taize


Witam Was serdecznie i jeszcze raz chcę podziękować Wam za wsparcie nas w wyjeździe młodzieży z Ukrainy na Europejskie Spotkanie Młodych do Poznania. Myślę, że będzie to ważny początek nowej gorliwości w nich. Na prawdę - bardzo Wam dziękuję za pomoc!!!
Od Taize

Dziś też nie piszę bezinteresownie;) - proszę o modlitwę:
Minął już miesiąc od naszego pobytu w Sulejówku i Poznaniu. Często zapał szybko mija - dlatego proszę, jeśli możecie - czytając tego posta od razu westchnijcie do Matki Bożej jedno "Zdrowaś Maryjo" o wstawiennictwo: o łaski Ducha Świętego dla tych, których wspomogliście miesiąc temu. W sobotę 30.01 wieczorem w Gwardijskim jest spotkanie i modlitwa Taize. Oby młodzi chcieli przyjechać i odświeżyć w sobie te przeżycia z Poznania oraz Wasze świadectwo miłości chrześcijańskiej.
Od Taize
W drodze powrotnej z Polski - niektórzy z nich myśleli już trochę o większej swojej aktywności, nawet o wolontariacie np. względem dzieci z takiego małego domu dziecka w jednej z wiosek. Zachęcałem ich też do stałej pracy formacyjnej, która będzie przygotowaniem do Światowego Dnia Młodzieży i spotkanie z papieżem w Madrycie w 2011 roku. Ale czy to się nie zamroziło w czasie tej naszej "syberyjskiej" zimy...?

Dlatego dziękując za Waszą pomoc i pozdrawiając Was serdecznie - proszę jeszcze dziś o modlitwę za naszą młodzież ukraińską.

23.01.2010

Ukraina - wieści od księdza Piotra

Od Taize
Wiem ze strasznie dawno nie pisałem. Już dwa miesiące minęły. Przepraszam. Ale też i ponagleń za dużo nie miałem… Może więc nie potrzeba tu postów „księdzopiotrowych”…;)?
Ufam, że jednak chyba chcecie coś tam się dowiedzieć: Praca, praca i jeszcze raz radująca i owocna praca. Nie wiedziałem, że zima w naszej parafii jest tak pełna wydarzeń. Rozjeżdżamy się: ksiądz Paweł ma nowe środowisko parafii w Murowanych Kuryłowcach, do której wreszcie mógł pojechać by rozpocząć swoją duszpasterską służbę tamtejszym katolikom. A ja z księdzem Jarkiem i Basią w te i we w te po 24 wioskach naszej parafii, po różnych rekolekcjach oazowych i adwentowych w Ukrainie i w Polsce
Od Taize
(tu serdeczne podziękowania za rekolekcje adwentowe i ofiary na nasze Centrum dla 2 parafii diecezji włocławskiej oraz parafii Świętej Rodziny na Zaciszu w Warszawie), z młodzieżą naszą po spotkaniach Taize do Poznania (tu zaś wielkie podziękowania dla rodzin z parafii w Sulejówku oraz w Owińskach – jakie nas przyjęły w czasie Europejskiego Spotkania Młodych).
Od Taize
Ogromnie wdzięczny jestem też małżeństwom z Domowego Kościoła i rodzinom m.in. młodzieży oazowej z Sulejówka za sponsorowanie młodym z naszej parafii tego wyjazdu do Poznania – za każdą z rodzin i kręgów odprawiłem mszę świętą w Waszych intencjach. Młodzież wróciła pełna zapału i chęci do otwierania się na nasze propozycje formacji, modlitwy i pracy nad sobą. Teraz przed nami w Gwardijskim bardzo trudne zadanie utrzymania tego zapału. 31 stycznia jest pierwsza po Poznaniu modlitwa „Taize” w naszym kościele. Niech Duch Święty, proszę, sprawi żeby przyszli. Módlcie się o to. Przed nami już nowy cel – Światowe Dni Młodzieży w Madrycie w 2011 roku.
Od Kolęda
I kolęda…
Kolęda w naszych Oleszkowcach, w walonkach, z piętnaściorgiem dzieci i z radosnym tarzaniem się w śniegu to przeżycie niezapomniane.
Od Kolęda
Pisałem wcześniej o naszej wysłużonej Ładzie-Niwie, która służy nam jak może i jeśli akurat nie jest zepsuta to naprawdę niezły rajd po śniegu można nią zrobić i pokonać niezłe zaspy (za co niektórzy na survivalach płacą spore pieniądze – a my mamy to za darmo w drodze do Moskaliwki na mszę). W dzień świętego Mikołaja publicznie w naszym kościele modliłem się o nowy taki terenowy samochód dla nas.
Od Niwa

I święty Mikołaj przy pomocy parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Starej Miłosnej, w Wieliszewie, w Sulejówku i w Ząbkach był w tym roku niezwykle bogaty – i to m.in. w sporą ilość różnych samochodów terenowych.
Od Basi - przyjazd św. Mikołaja
DZIĘKI WIELKIE!!! I WAM I DIAKONII MISYJNEJ I PEWNYM OSOBOM Z DOMOWEGO KOŚCIOŁA. Ale chyba się ze Świętym nie zrozumieliśmy – bo mi nie chodziło o zabawkę a o samochód do pracy. Czas mija – jest już nawet po świętach prawosławnych – a święty Mikołaj nic… A przydałoby się bo w drodze powrotnej z kolędy w Żuczkowcach Niva odmówiła mi posłuszeństwa na śliskiej drodze (opony na wszystkie pory roku…) i odwróciła się najpierw tyłem do kierunku jazdy (co uniemożliwiło jakąkolwiek interwencję), a potem, już na polu - na bok i na dach. Dobrze, że powoli jechałem. I już widzicie jak dobrze też, że modlicie się za nas. Jestem pewny, że mój Anioł Stróż miał przy tej okazji sporo pracy skoro wyszedłem z tego dachowania cały – caluteńki. Na pewno był wtedy mobilizowany Waszą modlitwą. Dzięki Bogu (i Wam). Ale Niva znów jest poobijana – i jak tu mawiają trochę „masło się porozlewało wewnątrz jak pokazywała światu swoje podwozie…
Od Niwa

Dzięki też, że teraz Sulejówek także mnie przyjmuje z serdecznością do swoich domów, a Miłosna – moja rodzinna parafia niezwykle nas wspomogła w czasie kwesty niedzielnej. Przy Waszej pomocy możemy śmiało powiedzieć, że na wiosnę będziemy mogli już spore grupy przyjmować w Centrum Ewangelizacji. Można na naszą budowę przekazać także 1 procent podatku.
Od foldery - 1 procent 2009

Obiecałem w Sulejówku że będzie można przeczytać moje posty na blogu - dla ułatwienia - tu można kliknąć i odnaleźć niektóre:
- o Mołdawii;
- o świętym Mikołaju;
- o pielgrzymce Krucjaty Wyzwolenia Człowieka;
- o pracy z młodzieżą;

21.01.2010

"Swoi Posłani"


Najwyższy czas, aby Ruch przekroczył granice, które tworzą kontynenty i oceany, aby charyzmat Ruchu Światło-Życie zanieść wszystkim ludziom – te słowa wypowiedział ks. Roman Litwińczuk, były moderator generalny Ruchu Światło-Życie, przy niezwykle radosnej okazji, jaką było posłanie na misje pierwszych osób z naszego Ruchu, już w 2006 roku!

Otóż od 2006 r. dwie Panie z Instytutu Niepokalanej Matki Kościoła, a mianowicie Jolanta Ferens ze Szczecina i Agnieszka Rakowska z Bisztynka na Warmii pracowały jako misjonarki w Brazylii.

Po całorocznym przygotowaniu w Centrum Formacji Misyjnej w Warszawie, 25 VIII 2006 r. w czasie Dnia Wspólnoty w Krościenku ordynariusz tarnowski, bp Wiktor Skworc posłał je uroczyście na misje, wręczając im także krzyże misyjne. W październiku 2006 r. wyjechały do Brazyli, do Oumburanas, gdzie zajmowały się ewangelizacją, katechizacją, odwiedzają chorych, a więc po prostu służą.

Mówiąc o charyzmacie Ruchu Agnieszka Ferenc przyznała, że jest to: Po pierwsze umiłowanie Eucharystii, liturgii a po drugie Pisma Świętego. Mamy nadzieję, że nasza praca i życie będzie świadectwem Ewangelii, a zarazem świadectwem o Ruchu Światło-Życie.

W czasie posłania misyjnego bp Skworc zapewniał: Jako wspólnota czujemy się odpowiedzialni za „swoich posłanych”. Deklarujemy więc naszą pamięć o Was, nasze wsparcie i modlitewną asystencję. Niech Wam stale towarzyszą słowa Chrystusa z Jego Mowy Pożegnanej, które przytacza dzisiejsza Ewangelia: „Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili, i by owoc wasz trwał” (J 15, 16).


Czy więc pamiętamy o naszych misjonarkach? Czy wciąż czujemy się odpowiedzialni za „swoich posłanych”?

Warto, byśmy jako Diakonia Misyjna i w ogóle, jako Ruch uświadomili sobie, że zanim słowa Czyńcie uczniów ze wszystkich narodów stały się hasłem roku w naszym Ruchu, dwie spośród jego członkiń wcieliły je w życie, pokazując konkretnie jak to zadanie wypełniać.

Pamiętajmy więc przede wszystkim o modlitwie za tych, którzy posługują, za tych, co już wrócili, oraz za tych, co myślą o wolontariacie/misjach!!!

18.01.2010

"Jak sobie ich już pożegnaliśmy, to tak sobie myślałam, że jej, lubię ich:) BARDZO!"


Jako Diakonia Misyjna włączyliśmy się w tegoroczne spotkanie młodych Taize w Poznaniu. Gościliśmy u siebie Bruna i jego młodzież z Katalonii < nie mylić z Hiszpanią! Grozi ostrzegawczym spojrzeniem, a w gorszych wypadkach wykładem o działaniach niepodległościowych w Katalonii>

Wizyta Bruna i jego drużyny w Polsce to dla mnie wyjątkowo ważne wydarzenie. Ponad dwa lata temu poznaliśmy się na Taize w Genewie, potem zrodził się szalony pomysł rekolekcji w Premia de Mar, a potem rok temu kolejne spotkanie tym razem na Taize w Brukseli. Można powiedzieć, że jesteśmy już starymi znajomymi:) Tym bardziej mnie cieszył fakt, że w końcu będziemy mogli gościć ich u nas w Polsce.

Przyjechało ich razem ośmioro. Dwóch Księży, ( znając sytuację Kościoła Katolickiego na Półwyspie Iberyskiem, a zwłaszcza w Katalonii dwóch Księży z Hiszpanii obok siebie to nie zwykle rzadki widok> 4 chłopców i dwie dziewczyny. Mieszkali u Księdza Pawła, Agaty, Asi, Roberta i Julki < uff! Dobrze, że Julka jeszcze w brzuchu u mamy:) >; no i u mnie.

Nie byli u nas zbyt długo, ale trochę Warszawy zdążyliśmy im pokazać. I jeśli chodzi o znajomość historii naszego miasta i kraju to mogę być z nich dumna- 3 h z Muzeum Powstania Warszawskiego, z przewodnikiem, z ambitnym, baaardzo ambitnym przewodnikiem, oprowadzającym po hiszpańsku zrobiło swoje. Zresztą sami nie raz zadziwiali mnie swoimi pytaniami. Tak jak wtedy, gdy przejeżdżając obok pomnika Prymasa Tysiąclecia na Krakowskim Przedmieściu i opowiadając pokrótce o tymże Prymasie jeden z nich zapytał: „ A prymas Sapieha to gdzie był?”. Albo inne, podobnego typu: Zwiedzając Katedrę Św. Jana, Bruno się zapytał, gdzie znajduje się gąsienica czołgu, który zniszczył Katedrę. < I tu rusza audiotele, już kiedyś na tym blogu było, cieszyło się sporym powodzeniem;), czyli wyślij poprawną odpowiedź na naszego maila! :] >: No właśnie gdzie znajduje się ta gąsienica?

Jak zapamiętają Polskę po tej wizycie?

- Jako kraju wiecznych mrozów i śniegów :) I kiedy to drugie było źródłem niekończącej się zabawy, wielkich bitw śnieżnych, nacierań i innych aktywności, które można zamknąć pod hasłem: „Białe szaleństwo”, to mrozu już pod koniec mieli stanowczo dość.

- Oraz Kraj gdzie wszyscy chodzą w wielkich futrzanych czapkach z królika. < Autobus, jakiś nasz współpasażer właśnie na głowie miał takową CIAPKĘ. „ooo! To są typowe polskie CIAPKI! Musimy takie mieć!- wykrzyknęli nasi goście, i wycieczka po Warszawie została zdominowana przez wyszukiwanie takich nakryć. Na szczęście w miarę szybko udało się je zakupić.>

Muszę przyznać, że bardzo szybko wczuli się w klimat Warszawy. Po opowieściach o Pałacu Kultury, że to dar od Wielkiego Brata, że się raczej PKiN u nas nie lubi, i że najładniejsze widoki w Warszawie są z ostatniego piętra PKiN, a czemu? Bo nie widać PKiN ; jeden z naszych kolegów Katalończyków bystro zareagował:
„A może by tak metro pod spodem wybudować? To może by się jednak zawalił”


Oprócz tych wszystkich krajoznawczo-terenowcyh atrakcji nie zapomnieliśmy również o aspekcie duchowym.

W poniedziałek po warszawskich wojażach zawitaliśmy do Sulejówka, gdzie miało miejsce spotkanie na szczycie. Takie preludium przed wydarzeniami w Poznaniu. Spotkaliśmy się na Eucharystii i wspólnej Agapie razem z młodzieżą z Ukrainy i miejscowymi ziomkami. Tu, oczywiście nie mogło obyć się bez „La bamby”, czy hymnu Barcy wyśpiewanego w postawie stojącej, jedynej właściwej, dla takiego wydarzenia. Myślę, że wspólna modlitwa i zabawa pokazała, że języki i różnice kulturowe wcale nas nie dzielą, a tylko nawzajem mogą ubogacać.



Dzień przed wyjazdem naszych Katalończyków, zabraliśmy również na spotkanie oazowe do Otwocka. Wspólna Adoracja, świadectwa księży i czas zabaw na pewno zostaną nam wszystkim w pamięci.

I czas wyjazdu. Ostatnie wspólne odśpiewanie „La bamby” na lotnisku no i słowa Bruna:
„ Eee, nie ma się co martwić, już było tyle pożegnań, że jestem pewny, że wkrótce znowu się zobaczymy! Najpóźniej w Madrycie na ŚDM”



Kurcze, faktycznie na pewno tak będzie. Wszak to już nasi starzy znajomi:)

Krótko byli z nami, ale tak bardzo intensywnie. Jak sobie ich już pożegnaliśmy, to tak sobie myślałam, że jej, lubię ich:) BARDZO!
Myślę, że ten czas był dla nich na pewno ważny, bo zobaczyli, młody modlący się Kościół. Coś, co niestety w Hiszpanii jest rzadkością.

A dla mnie? Dla mnie ich żywiołowość i południowa spontaniczność przeniosła w jakieś cieplejsze regiony nawet w czasie zimy! :)

Ania

17.01.2010

Bądźmy świadkami miłości wobec Haiti!

Ze strony http://www.misje.pl/

„Misjonarz jest bratem wszystkich, ma w sobie ducha Kościoła, jego otwartość i zainteresowanie dla wszystkich narodów i ludzi, zwłaszcza dla najmniejszych i najuboższych”. Redemptoris Missio, nr 89
Wobec dramatu naszych braci i sióstr na Haiti zachęcam wszystkich naszych Przyjaciół, aby poniedziałek (18.01.2010) był dla nas dniem solidarności i duchowej łączności z ofiarami trzęsienia ziemi. Niech wyrażą się one w osobistym umartwieniu, a w sposób szczególny w naszej modlitwie. Wspólnota Centrum Formacji Misyjnej i Komisji Episkopatu Polski ds. Misji uczyni to, przekazując swój duchowy dar o godzinie 15.00 (Koronka do Bożego Miłosierdzia) i w godzinach 20.00-21.00 (Adoracja Najświętszego Sakramentu). Niech nasza miłość pokona granice smutku, rozpaczy i zniszczeń."

9.01.2010

Diakonia Misyjna w archidiecezji łódzkiej

I oto po trudach i próbach ruszyła na dobre! Co prawda mówią, że dopiero "raczkują", ale to chyba takie bieganie na czworaka bardziej niż pierwsze ruchy. :)

Dostaliśmy maila od Przemka:
"Spotykamy się od października w trzecią środę miesiąca. Na razie na spotkania przychodzi kilka osób. Troje z nas jedzie na ORAE. Nawiązaliśmy kontakt z w sprawie Adopcji na Odległość. No i mamy swojego bloga, do którego zajrzenia serdecznie zachęcam!"

I ja zachęcam, by zaglądać na bloga D.Mis. z Łodzi! :D Naprawdę fajnie piszą!!! :D

www.misyjna-lodz.blogspot.com

"Modlimy się o kapłana, który by podjął się opieki nad tą diakonią, ale generalnie Pan Bóg błogosławi, bo jak na razie zapału do posługi nie straciliśmy, a liczę, że to ORAE jeszcze ten zapał wzmocni."

Pamiętamy i będziemy pamiętać w modlitwie o tej grupie i o wszystkich, którzy angażują się w dzieło misyjne Oazy również z innych diecezji.

Radek

6.01.2010

Trzech Króli – święto misjonarzy i dzieci zaangażowanych w misje

Uroczystość Objawienia Pańskiego, 6 stycznia, to dzień modlitw za polskich misjonarzy i okazja do wsparcia prowadzonych przez nich projektów.

Tegorocznym obchodom dnia solidarności z polskimi misjonarzami towarzyszy hasło, nawiązujące do Roku Kapłańskiego: „Wierność Chrystusa – wierność misjonarza”.

Jak wskazuje ks. Tomasz Atłas, sekretarz Komisji ds. Misji, z krajów misyjnych napływa coraz więcej próśb o kapłanów. Dlatego w tym roku w Polsce Komisja ds. Misji chce skupić się na zachęcaniu kapłanów, którzy wahają się, czy podjąć pracę w krajach misyjnych.

Pełny artykuł tutaj.

5.01.2010

Styczeń 2010 po Uralsku

Dziś wróciłam z Uralska po dwudniowym wyjeździe z grupką dzieci i młodzieży, przygotowujących scenkę na Boże Narodzenie i jestem tak padnięta, że zaraz zmienię miejsca z przybiurkowego fotela na wygodne łóżeczko, ale po przeczytaniu świeżego posta Przemka muszę choć kilka zdań napisać. Bo dziś akurat byłam w obydwu opisanych w nim miastach. Rano udało nam się wyjechać z Uralska pomimo strasznych warunków na drodze i niepewności, czy w pewnym momencie na trasie nie okaże się, że droga jest jednak zamknięta (w ogóle droga!!! 500 km i praktycznie ani jednego skrzyżowania ani przejazdu przez miasto… i step w końcu zobaczyłam, i konie i krowy i owce i barany i nawet… wielbłądy!!! a odwiedzenie przydrożnej toalety bez drzwi to dopiero ciekawe doświadczenie – bieszczadzka Chatka Puchatka się chowa!:), a po południu ok. 17 byliśmy już z powrotem w „naszym” Atyrau (wzięłam w cudzysłów tylko z politycznej poprawności, bo tak naprawdę to już w jakiś przedziwny sposób identyfikuję się w pełni z tym naszym miasteczkiem:). Co chciałam tylko napisać to to, że tam w Uralsku poczułam się niejednokrotnie jak na oazie. Nie było oczywiście rekolekcyjnego programu, bo dla naszych aktorów, którzy włożyli w przygotowanie przedstawienia sporo wysiłku, był to zasłużony wypoczynek (nie mylić z porządnym wyspaniem się; takie pomysły normalnym dzieciom nie przychodzą do główek – zwłaszcza na wspólnych wyjazdach), ale atmosfera była. Były zresztą wspólne modlitwy rano, wieczorem (przychodzili bez wołania punktualnie!!!) i przy posiłkach i braliśmy też udział w parafialnych Mszach świętych. I był pogodny wieczór! I jeszcze nieformalne pogodne popołudnie :) Z utrzymaniem dyscypliny były spore kłopoty, ale przeżyliśmy… Bardzo się cieszyłam, że mogłam z nimi pojechać, bo pierwszy raz miałam z nimi taki bliższy kontakt. Byłam w pokoju razem z 5 dziewczynami – przypomniały mi się oazowe pokoje, czy to z gimnazjalistkami (gdzie z początku zwykle chciałam ukryć się gdzieś przed ich hałaśliwością i roztrzepaniem, ale po dwóch tygodniach znowuż nie chciałam się rozstawać) czy ze starszymi dziewczynami (gdzie z początku zwykle jest dość sztywno i niezręcznie, ale później… przy okazji ściskam Starą Łubiankę!) – choć tutaj było trochę trudniej, bo dziewczyny raczej trzymały się w swoim gronie, troszkę nam się udało porozmawiać, np. o powołaniu, ale przy takich tematach to już moje umiejętności językowe wysiadają… Ministranci to w ogóle są tutaj dla mnie nieustannym świadectwem, że Pan Bóg kocha każdego człowieka i ma swoje drogi dla każdego. Z Nikitą i Smadziarem (nie wiem, jak poprawnie zapisać jego imię) można nie tylko pożartować, ale też poważnie porozmawiać. Są odpowiedzialni i gotowi do pomocy. Sasza w ogóle był nieznośny ale jakoś tak noszę go w sercu. Mały Wowka to wypisz wymaluj mój Michałek. I jeszcze była taka Violetka z nami –której byłam osobistą opiekunką ale to ona mi opowiadała „skazki” na dobranoc! I w ogóle byłam przekonana prawie do końca, że ma 12 lat, a ona ma dopiero 9… Towarzyszyła mi w kościele i patrzyła z zainteresowaniem na brewiarz. No i takie różne doświadczenia właśnie podtrzymują na duchu! Ale już kończę, bo dziś nie zdobędę się na nic głębszego. Umocnienie na duchu nie zawsze idzie w parze z umocnieniem fizycznym… :) Zdjęcia później!

2.01.2010

Wspomnienia z Kazachstanu. Cz.II ost. Uralsk. Atyrau.

Uralsk. Przez to prawie ćwierćmilionowe miasto pełne drzew i zieleni przepływa rzeka Ural, co nie jest bez znaczenia, jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że w Zachodnim Kazachstanie dominują stepy a o kawałek drewna czy zielonej gałązki wcale nie jest tak łatwo. Oral (bo tak brzmi nazwa po kazachsku) założony w XVI w. przez Kozaków był przez długi czas „ruskim bastionem”, ale dziś większość mieszkańców stanowią już Kazachowie. Samo miasto jest niezwykle urokliwe, ciekawa zabudowa, piękne cerkwie, a nawet żeński monastyr. Dodatkową atrakcją jest ZOO, wprawdzie niewielkie, ale za to z rozbrajającymi niedźwiadkami. Chlubą Uralska jest jednak park, którego nie powstydziłyby się europejskie stolice. Położenie nad rzeką przyciąga amatorów wiosłowania bądź szybkiej jazdy na motorówce, tudzież bananie*. W samym parku oprócz zgrabnie urządzonych alejek i miejsc do leżakowania jest mnóstwo atrakcji, począwszy od strzelnicy, poprzez przeróżnej maści karuzele a skończywszy na Shreku**. Wrażenia miejsca bajecznego nie jest w stanie zatrzeć nawet pomnik Lenina, ukryty sprytnie wśród drzew, przy jednej z bocznych alejek. Swoją drogą jego obecność wiele mówi o tutejszej mentalności i pozostałościach z czasów komunizmu. Ale Uralsk najpiękniejszy jest nocą – wtedy błyszczy i lśni tysiącem świateł i kolorów. To miasto ma duszę...

Gdzieś pośrodku tego miasta stoi świątynia katolicka. Do użytku oddano ją dopiero 1,5 roku temu. Jest dość duża,biorąc pod uwagę fakt, że samych katolików jest tu niewielu. Zresztą trudno ich policzyć, gdyż jedni odchodzą a na ich miejsce pojawiają się nowi. Widocznie niektórzy się zniechęcają, może stawianymi przed nimi wymaganiami? Ale są też Ci, którzy do wiary są przywiązani, a i do Kościoła zaczynają się przekonywać lub już znaleźli w nim swoje miejsce. Na sobotnie sprzątanie świątyni zawsze ktoś przyjdzie, również przy innych pracach nie brakuje chętnych. Na niedzielnej Eucharystii pojawia się coraz więcej osób i co ważne, coraz pełniej i bardziej świadomie w niej uczestniczących.

Powoli rodzi się Wspólnota, ta przez duże „W”, a to dzięki wspaniałym duszpasterzom. Ks Janusz Potok pracował wcześniej w Chromtau, gdzie swoje zadanie wykonał doskonale, więc teraz wziął się za uralską trzódkę i chyba wszystko zmierza w dobrym kierunku. Pomaga mu ks. Peter Sakmar ze Słowacji, a także Ewa, również ze Słowacji. No i są wreszcie najnowsze „nabytki” uralskiej załogi, czyli Elżbietanki, s. Zyta i s. Kryspina. Planują otworzyć ochronkę dla dzieciaków. Są lekcje gdy na gitarze, w salce pod kościołem jest dostępny internet. A to wciąż dopiero początek...

Brakuje mi tego miejsca. Tęsknie za Ewą poprawiającą wciąż ruski ks. Petera i za kazaniami ks. Janusza (choć niemniej za jego poczuciem humoru). Chciałbym znów służyć do Mszy razem z chłopakami, a potem pograć z nimi w piłkarzyki. Z chęcią zobaczyłbym postępy Edwarda na „polu liturgicznym”, wybrał się z Edgarem i Stasem do pobliskiego kina lub po prostu się powłóczył po mieście. Brakuje mi wypadów nad rzeczkę i szaszłyków Swietłany. Nosze ich jednak w sercu i wiem, że rodzi się tam wciąż Żywy Kościół. W tym miejscu wiele się nauczyłem, nie tylko przy okazji remontu domu Elżbietanek czy prac przy świątyni, ale przede wszystkim „remontując” swój własny stosunek do ludzi i Boga. Wiele dały mi rozmowy i wspólna modlitwa z Tomasem i Jurijem, którzy pracowali tam jeszcze pół roku temu. Przykład życia księży i ich zaangażowanie w urządzanie parafii (rozumianej zarówno jako budynek jak i wspólnota ludzi) też miały nieocenioną wartość.

Atyrau. Naftowa stolica Kazachstanu. Centrum eleganckie, nowoczesne, tylko pozazdrościć. Na obrzeżach już tak pięknie nie jest. Generalnie bieda, wszystko zaniedbane. Brak perspektyw. W dzielnicy Avangard tętni jednak życie, zwłaszcza letnimi wieczorami, kiedy dzieci z całego miasta (nawet z odległych dzielnic) zbierają się by skorzystać z boiska i placu zabaw przy tutejszym kościele katolickim. Większość to muzułmanie i prawosławni, ale to akurat nikomu nie przeszkadza. Nikt tu zresztą nikogo na siłę nie nawraca. Katolików nie ma zbyt wielu. Owszem, jest wielu obcokrajowców pracujących tu na kontraktach w rafineriach naftowych, przychodzą w sobotę wieczorem na „angielską” mszę lub na „włoską” w niedzielny wieczór. Ale są też potomkowie zesłańców, jeszcze z czasów stalinowskich, głównie niemieckiego pochodzenia, choć nie tylko. Pierwszy kapłan przyjechał tu dopiero 10 lat temu. Na powitanie został przeegzaminowany przez jedną z babć z podstawowych modlitw, zresztą po niemiecku, ale to akurat nie był problem, gdyż ks. Janusz Kaleta (obecnie biskup) studiował w Austrii, więc egzamin u babuszki zaliczył. Ks. biskup czuwa nad całą Administraturą Apostolską Atyrau, więc ma nie tylko wiele obowiązków na głowie, ale też i wielką odpowiedzialność na swoich barkach. Jest na szczęście ks. Piotr Kluza, który oprócz spraw duszpasterskich i urzędowych zajmuje się „radosną twórczością” konstruktorską. Zresztą chyba razem z ks. biskupem wyznają zasadę, że dzień bez majsterkowania to dzień stracony. Są też oczywiście Siostry Elżbietanki, które wśród rozlicznych obowiązków (od zakrystii po katechezę) prowadzą Centrum Duszpasterskie, a w nim m.in. świetlicę dla dzieci. Od trzech lat posługują tu też wolontariusze Ruchu Światło-Życie. Na trzecią już „zmianę” przyjechała Magda, animatorka z archidiecezji poznańskiej. Uczy języków – niemieckiego i angielskiego. Oprócz tego tak jak w przypadku K&N&J&J*** jest specem od ...wszystkiego, czyli taką diakonią do zadań specjalnych.

W Atyrau przebywałem krótko, choć na tyle często by zdążyć się związać z tym miejscem i ludźmi. Chyba najbardziej brakuje mi ministrantów. Te chłopaki są naprawdę nieprzeciętni. Najbardziej zżyłem się z Nikitą, Miszą i Saszą, ale jest ich tam więcej, a każdy z nich wyjątkowy. Zawsze uśmiechnięci i gotowi do psotów, ale też do służby przy ołtarzu. Na ich przykładzie zobaczyłem co to znaczy Ministrantura. Ale czymże by była parafia bez babuszek. To przecież dzięki nim przetrwała tu wiara. Panie w parafii w Atyrau są naprawdę aktywne. Kiedy trzeba coś przeczytać na liturgii zawsze można liczyć na ciocię Nelę, Paulinę lub Ninę. Specyfiką atyrauską jest obecność obcokrajowców, ale ten rozdział akurat nie jest mi znany tak blisko jak dziewczynom, ja mogę tylko zaświadczyć, że Ci ludzie wiedzą czym jest odpowiedzialność za wspólnotę.

W tym miejscu zobaczyłem co naprawdę znaczy słowo służba. W tym miejscu zobaczyłem czym naprawdę jest Kościół Katolicki, a więc Powszechny. Ludzie, których tu spotkałem zawstydzają mnie swoją wiarą, taką prostą, ale za to prawdziwą. Przytoczę tylko jeden przykład. Uralsk,początek sierpnia. Odwiedził nas nastoletni Nikita z Atyrau. Na parafię przyszedł Artiom, który nie widział Nikity dwa lata. Zapytany przez niego co słychać Nikita próbując ogarnąć w myślach najważniejsze wydarzenia dwóch lat odpowiedział: mogę przyjmować Komunię Świętą! Gdy to usłyszałem zbladłem. Chłopak, który w tym okresie uczestniczył m.in. w dwóch obozach, zresztą był świeżo po jednym z nich, postanowił się podzielić ze znajomym (swoją drogą jakoś niezbyt często zaglądającym do Kościoła) właśnie faktem, że przyjął w tym roku I Komunię Św. Duma i radość, jakie rysowały się na twarzy Nikity, gdy to mówił, sprawiały wrażenie, jakby to wydarzenie było kluczowe w jego życiu. Tą scenę będę miał przed oczyma do końca życia.

Kazachstan ... pod tym pojęciem kryje się tak wiele rzeczy. To kraj kontrastów i sprzeczności, urzekający pięknem krajobrazów, gór i stepów, jezior i rzek. Kraj naznaczony piętnem tragicznej historii zesłańców, ziemia tysiąca narodów, państwo z perspektywami, ale i problemami. Kazachstan to państwo szukające swojej tożsamości, to ludzie spragnieni prawdy i Boga. Kazachstan ... to miejsce w którym nie sposób się nie zakochać. Wieloma wspomnieniami i wrażeniami mógłbym się jeszcze podzielić, wiele anegdot przytoczyć, ale zostawię to już Magdzie i kolejnym, którzy tam wyjadą. No chyba, że dane mi będzie tam wrócić, wtedy znowu wtrące tu swoje trzy grosze ...

Przemek

*Nie miałem niestety okazji doświadczyć tej przyjemności, ale z daleka wygląda zabawnie.
** Tego się nie da opisać, to trzeba przeżyć (najlepiej bez rozstroju żołądka).
*** Dla tych, którzy nie śledzili bloga od początku rozszyfrowuję: kasia, Natalia, Jowita i Justyna

Papieska Intencja Misyjna - Styczeń 2010


Aby każdy wierzący w Chrystusa uświadomił sobie, że jedność wszystkich chrześcijan stanowi konieczny warunek skuteczniejszego głoszenia Ewangelii.

posłuchaj komentarza: kliknij tutaj.

Żródło

1.01.2010

Trochę statystyk :]

Blog działa od 27.10.2006 roku. W sumie napisaliśmy już 210 postów. W tym roku wyrównaliśmy ilość postów zeszłorocznych; równą 92! Do tej pory odwiedziliście nas ponad 39 300 razy!* Odsłon w ciągu ostatniego roku było około 22 800. Dziennie zaglądano od 20 do 191 razy; co daje średnią 62 odwiedzin na dobę. Dla porównania średnia zeszłoroczna wyniosła 45.
Najwięcej odsłon strony było w październiku (blisko 3 000), a najmniej w czerwcu (1 285). W zasadzie październik to miesiąc, w którym opublikowaliśmy najwięcej postów, stąd można tłumaczyć wzmożoną liczbę odwiedzin. :)



Stałych odwiedzających dziennie** było od 6 (pod koniec lutego) do 44 (dwukrotnie w kwietniu). Generalnie liczba odwiedzin "stałych bywalców" kształtuje się średnio 20 os./dobę.

Wszystkich odwiedzających w ciągu roku było prawie 16 000 w tym 8,5 tys. zaglądających do nas "okazyjnie" (ok 23 dziennie)!!! :)

Od lutego najwięcej odwiedzających stronę jednocześnie było 37, a średnio wychodzi to 9 osób jednocześnie przy szczytowych momentach dnia!

Jesteśmy dostępni pod 4 adresami:
http://misje.oaza.pl/
http://www.misje.oaza.pl/
http://www.wpraga.oaza.pl/dmis/
http://oaza-diakoniamisyjna.blogspot.com/

Jak widać, powoli zdobywamy Wasze zaufanie i sympatię. Choć rekordy dziennej oglądalności padają w 2008 roku, to cieszy nas, że storna odwiedzana jest bardziej regularnie przez coraz większą liczbę osób! Przybywa także osób zaglądających tu po raz pierwszy! :D

I teraz czas na reklamę:

ZACHĘCAJCIE SWOICH ZNAJOMYCH DO CZYTANIA NASZEGO BLOGA I PROŚCIE O WSPARCIE MODLITEWNE DLA WOLONTARIUSZY I POZOSTAŁYCH INICJATYW DIAKONII MISYJNEJ!!!

Z modlitwą za zaglądających tu :)
r.

* Statystyki od stycznia 2008 roku.
** Bywalcy stali i nowi oraz ilość użytkowników odwiedzających stronę zbadano przy rozpoznaniu obecności cookie i przy odwiedzinach w odstępie min 1 godziny.