22.11.2008

Przesladowania chrześcijan w Indiach - wyslij protest e-mailem.

"— Ukamienowali go, a ciało wyrzucili do rzeki, ukamienowali... — Puspanjah Panda obsesyjnie powtarza te słowa. Skurczona siedzi na macie w obozie dla uchodźców YMCA i co chwilę całuje zdjęcie męża. 24 sierpnia Dibya Sundar Digal, pastor w miasteczku Sipaiju, odprawił nabożeństwo. Ledwo skończył, pojawiła się grupa kilkudziesięciu fundamentalistów. — Rok temu na Boże Narodzenie tylko go pobili, teraz przyszli zabić — mówi żona ofiary. Oprawcy przychodzą z nożami, siekierami. Przynoszą ze sobą kanistry z benzyną i puste białe kartki. Chrześcijanin ma na nich złożyć swój podpis. Potem fundamentaliści dopisują, że dobrowolnie wrócił do swej pierwotnej i jedynej prawowitej religii. Kto odmawia — ginie. Lalji Nayaka oprawcy torturowali godzinami, by wyparł się Chrystusa. Mimo przystawionego do szyi noża odmówił. Zmarł z wykrwawienia
Vikrama Nayaka oszalały tłum zakłuł na śmierć i poćwiartował. Dopóki nie stracił przytomności, mówił, że wierzy w Chrystusa.
Chrześcijanom goli się głowy, by łatwo wyłapać ich w tłumie. Dramat przeżywają nie tylko rodziny zamordowanych, cierpią też ci, których sumienia złamano i wyrzekli się Chrystusa. Powrót na łono hinduizmu trzeba potwierdzić zabiciem sąsiada chrześcijanina, spaleniem jego domu, czy zbezczeszczeniem kościoła." (fragment artykułu Beaty Zajączkowskiej z "Opoki")

Zachęcamy do przerwania naszej bierności wobec prześladowania chrześcijan w Indiach. Redaktor Marek Magierowski tym mocniej i nas poruszył w tym temacie.
W zeszłym tygodniu czasopisma katolickie dołączyły kartkę, którą można było wysłać do ambasady Indii w Polsce. Portal wiara.pl proponuje już też wysyłanie protestu drogą mailową. Zachęcamy do tego także i my. Szczegóły akcji możesz znaleźć tu.
A tu raport na ten temat i artykuły mówiące o tym nieszczęściu. Załączam zdjęcia ks. Darka Michalskiego z forum Wspólnoty Życia Chrześcijańskiego. Tam jest ich więcej.

Nowe spotkanie i nowe plany - Łotwa, Bruksela i Szkola Ewangelizacji


Już niedługo nasze następne spotkanie -24 XI u Marcina i Agnieszki na Zaciszu Jak ktoś nie wiem jak do nich trafić - o 19.00 zbieramy się na przystanku Kościeliska na Radzymińskiej i idziemy skypować. Będziemy mieli telekonferencję z Kazaszkami - Jak trafić? - Tu jest mapa. A jakbyś się zgubił - dzwoń 502111992.
Będziemy też przygotowywać się do naszych następnych akcji:
Zgłosiło się już 8 osób by rozpocząć adopcję na odległość dzieci z Kenii! (Z radości aż dzwonił do nas o. Francis z Meru - wiecie jakie to niesamowite jadąc sobie samochodem do Kobyłki usłyszeć go w telefonie komórkowym;)?
Za tydzień jedziemy na Łotwę z ewangelizacją na zaproszenie i we współpracy z siostrami Dominikankami Misjonarkami. Będziemy tam od 29.11 do 6.12. Nasza baza będzie W Liepaji. Ale odwiedzać będziemy różne miasta. Spotkania będą i z dziećmi, i młodzieżą i z dorosłymi. Potrzeba ewangelizacji tam na pewno jest - choć kraj ten wydaje także piękne owoce chrześcijaństwa.
A na przełomie grudnia i stycznia jedna ekipa (i to całkiem spora) jedzie z Anią i księdzem Pawłem na Europejskie Spotkanie Młodych do Brukseli, a druga (ze mną i Diakonią Ewangelizacji) będzie prowadziła w Sulejówku Szkołę Ewangelizacji dla naszych młodych przyjaciół z Wilna, od nas z diecezji, a może jeszcze i z Ukrainy. Jakby ktoś ze wschodnich krajów chciał się jeszcze dołączyć - to zapraszamy: diakoniamisyjna@gmail.com .
Chcemy też podziękować i przypomnieć że wszelkie nasze działanie może być realizowane dzięki Waszej ofiarności. Dziewczyny i Przemek wyjechali do Kazachstanu dzięki Waszym ostatnim ofiarom i zostało jeszcze trochę - na tyle że może prawie wystarczy na ewangelizację na Łotwie. Potrzebujemy ciągle jeszcze wsparcia - teraz na przygotowanie jak najtaniej Szkoły Ewangelizacji dla młodych z Litwy, Ukrainy i Polski. Zachęcam byście przekazywali ofiary osobiście (tak jak ostatnio wspólnota z Wieliszewa - WIELKIE DZIĘKI) lub na konto fundacji - Ośrodek Fundacji Światło-Życie w Warszawie,dr J.Strusia 13A, 04-564 Warszawa, Pekao SA 11 1240 6175 1111 0000 4573 0157 z dopiskiem "na misje".
ks. Piotr

10.11.2008

VII Pielgrzymka KWC na Ukrainie – Miłość zwycięża!

Gródek. Niewielkie miasteczko, położone 52 km od Chmielnickiego, nad rzeką Smotrycz. Miejsce bardzo silnie związane z osobą śp.ks.Władysława Wanagsa. To właśnie ks.Wanags w 9 miesięcy wzniósł pierwszy kościół rzymskokatolicki w ZSSR. I w tym kościele w dn.25-26.10.08 odbyła się VII Pielgrzymka Krucjaty Wyzwolenia Człowieka. Tematem były słowa św.Pawła „Miłość zwyciężą!”
Rozpoczęła się ona wspólnym czajem w Domu Miłosierdzia. Już tam zaczęło się zawiązywanie wspólnoty ;), które swoją kontynuację miało w kościele, gdzie wspólnie modliliśmy się do Ducha Świętego. Następnie usłyszeliśmy słowo wstępne księdza biskupa Leona Dubrawskiego, przywitaliśmy gości z Polski – ks.Adama Wąsika, małżeństwo z Domowego Kościóła oraz p.Stasię i Kasię z Instytutu Niepokalanej Matki Kościoła.
Po przywitaniach obejrzeliśmy prezentację multimedialną o dziele KWC na Ukrainie i posłuchaliśmy konferencji ks.Jarosława Gąsiorka o krucjacie, jako o czynie miłości.
Po obiedzie była Droga Krzyżowa, której przewodniczył bp Jan Niemiec. W czasie rozważań słuchaliśmy poruszających świadectw członków Krucjaty.
Następnie uczestniczyliśmy w Eucharystii, celebrowanej przez bp Leona, podczas której była możliwość złożenia deklaracji KWC. Aż 65 osób włączyło się w dzieło Krucjaty Wyzwolenia Człowieka!
W czasie homilii bp Leon przypomniał, że trzeba zawsze mieć przy sobie różaniec.:) oraz zachęcał małżeństwa, by odważnie decydowały się na kolejne dzieci –za wzór podał historię pewnego Ukraińca, który, gdy urodziło mu się dziesiąte dziecko był szczęśliwy, jakby to było pierwsze. Bardzo mi utkwiły te słowa w pamięci.
Wieczorem na placu przed kościołem odbyła się zabawa bezalkoholowa. Miała ona na celu propagowanie zabaw w duchu Nowej Kultury. Bawili się wszyscy – młodzież, dorośli, księżą i biskupi :)
Sobotnia część pielgrzymki zakończyła się projekcją filmu „Karol, papież, który pozostał człowiekiem” oraz nocną adoracją Najświętszego Sakramentu.
W pielgrzymce wzięło udział ok. 300 osób: głównie małżeństwa z Domowego Kościoła, oraz młodzież i dzieci.
Bardzo ucieszyła mnie obecność na Pielgrzymce bp Leona i bp Jana. Myślę, że była ona cenna dla wszystkich uczestników. Obaj biskupi są członkami KWC, a ich zaangażowanie i poparcie dla dzieła Krucjaty pokazuje i daje potwierdzenie ludziom, że walka o wyzwolenie narodu z alkoholizmu jest na Ukrainie potrzebna!

Za dzieło KWC na Ukrainie, za wszystkich jej członków – Chwała Panu!

Elwira.

UKRAINA - kilka słów z perspektywy czasu

Слава Ісусу Христу!
Sława Isusu Chrystu!

Uczestnictwo w pielgrzymce KWC na Ukrainie skłoniło mnie do refleksji na temat mojego życia w Gwardijsku.

Czym był dla mnie półroczny pobyt w Gwardijsku?
Ogromnym darem od Boga. Gdy decydowałam się na wyjazd na Ukrainę, nie przypuszczałam się, że tak wiele otrzymam. W końcu jechałam dawać, robić coś dla innych...

Życie w Gwardisjku to zupełnie inne życie.. Inne rzeczy nabierają sensu, inne rzeczy są ważne, a to, co do tej pory ważnym się wydawało – traci na wartości..
Życie powoli, pomimo pośpiechu.
Codzienna Eucharystia, modlitwa brewiarzem i klucz do kościoła, To to, co dawało siłę. Klucz do kościoła – coś niesamowitego! W każdej chwili można było wejść do środka, usiąść, pomodlić się. Po prostu z Nim pobyć. Takie zwykłe bycie z Chrystusem, który przez cały czas czekał.

Jedne wielkie rekolekcje.

Chrystus uczył mnie zawierzania się Jemu.
Doświadczał. I z tym, co najtrudniejsze, pozostawiał mnie „samą”. Uczył, żeby z tym, co ciężkie, nie biec do drugiego człowieka, tylko do Niego. By nie szukać poratunku u ludzi. Bo ludzie nie są doskonali. Raz są, a raz ich nie ma. Raz wyciągną do ciebie rękę, a raz odwrócą się plecami. A Chrystus jest cały czas. I cały czas trzyma wyciągniętą do Ciebie dłoń.
Pokazywał mi, że cierpienie przeżywane w „ludzkiej” samotności, w dialogu z Nim ma większą wartość.

Uczył, by nie wołać: „Proszę, zmień to! Zrób tak i tak.” Uczył zawierzenia Jego Miłości. Z której wynika wszystko. Przylgnięcia do Niego. By mój ból zmieszał się z Jego Bólem..

„Пригорни мене до Своїх Ран, Любов з Них витікає. Й цього досить. Не мусиш мєняти вже нічого. Тільки міцно пригорни”

„Przytul mnie do Swoich Ran z których płynie Miłość. I to wystarczy. Nie musisz już zmieniać nic. Tylko mocno przytul mnie.”

Bóg uczył mnie bezgranicznego polegania na Nim. On ma swoje sposoby, by udowodnić upartemu człowiekowi, że On wie lepiej co jest dla niego dobre. Pokazywał mi, że to co ja chcę, przy czym się upieram, nie zawsze jest dla mnie korzystne. Wystarczy Mu zaufać, uwierzyć, że Jemu naprawdę zależy na tym, żebyśmy byli szczęśliwi!
Zaufać mu i pozwolić działać. Bo wszystkie wysiłki podejmowane bez Niego nie maja większego sensu... A Bóg, jeśli tylko idziemy z Nim, nie zostawi nas bez pomocy. Daje nam więcej łask, niż się spodziewamy, więcej, niż potrzebujemy...

Bóg uczył mnie służby. Pokazywał czym ona jest. Uczył, że nie jest ona realizowaniem siebie. Swoich ambicji. Sposobnością do realizowania mojego „chcę”. Podejmować służbę nie wtedy, kiedy mi się chce, kiedy coś umiem, kiedy jestem przygotowana. Służba nie ma rozwijać pychę, tyko uczyć pokory. I nie jest najważniejsze, czy mi się uda; ważne, żeby podjąć tę służbę.

Uczył pokory i posłuszeństwa. Pokonywania siebie i zapominania o sobie. Uczył walki...

Zdecydowanie nie był to łatwy czas. Bo rzadko kiedy odkrywanie prawdy o sobie jest łatwe przyjemne. Pojawiały się chwile zwątpienia. Pytania – co ja tu robię? Pomysły, by spakować się i wrócić. Ale myśli te znikały, gdy widziałam uśmiechy na buźkach naszych dzieci.

By widzieć ich roześmiane twarze, warto było znosić wszystkie trudy.. Dla tych dzieci, które tak bardzo potrzebowały zainteresowania, zwykłego pobycia z nimi, zabawy, miłości, dla ich radości warto było zostawić na pół roku dom, przyjaciół, uczelnię.

Oczywiście Bóg nie szczędził dobrych i radosnych chwil. :) Każdego dnia wlewał w moje serce ogromną radość. Z tego, że mogłam tam być. Radość z poznawania ludzi, ich życia, ich problemów. Radość z tego, że mogłam tworzyć z tymi ludźmi Wspólnotę. Kościół.
Radość z czasu spędzonego z dziećmi.
Radość z tego, że mogłam zrobić coś dla kogoś innego. Choćby przygotować kolację. Czy uprasować komuś koszulę.
Radość ze zdobywania nowych umiejętności.
Radość z piękna przyrody, z przepięknych zachodów słońca, z rozgwieżdżonego nieba, ze śpiewów żab. :)
Radość z każdego dnia.

Co było najtrudniejsze? Powrót. Pozostawienie wszystkich niezwykłych ludzi. Ludzi,którzy mnie urzekli, których pokochałam, którzy na zawsze pozostaną w moim sercu.
Opuszczenie miejsca, w którym czułam się tak dobrze. Miejsca, w którym widać i czuć, że tym, co łączy cegły Kościoła, jest Miłość.
Miejsca, w którym otrzymałam tak wielką szkołę życia. I szkołę kontaktu z Bogiem. :)

За все: Слава Богу!
Za wszystko: Chwała Panu!

Elwira

6.11.2008

Adopcja na odległość - dzieciaki z Kenii czekają!




Witajcie!
Diakonia Misyjna rusza z propozycją adopcji na odległość dzieci z parafii od zaprzyjaźnionego z nami o. Francisa z Kenii. Każdy moze adoptować dziecko na określony czas lub do jego pełnoletności.
Zapraszam na bloga poświęconego adopcji na odległość, oraz do zaangażowania się w tę akcję. Więcej informacji, zdjęcia prosto z Kenii, kontakt dla zainteresowanych na blogu adopcji na odległość.




Zapraszam gorąco,
Kasia Januszewska
diakonia misyjna

4.11.2008

Przygodę z Kazachstanem czas zacząć!


Привет !

No więc dotarłem i ja! Ku mojemu zdziwieniu i radości podróż samolotem przeżyłem (a zaklinałem się kiedyś,że nigdy w życiu nie wsiądę do maszyny, która unosi się nad ziemią wyżej niż kolejka w lunaparku). A tu proszę - niespodzianka - spodobało mi się i aż nie mogę się doczekać powtórki z rozrywki.
Generalnie wszystko poszło gładko, oprócz małej wpadki na lotnisku w Atyrau (cóż, po całym dniu podróży, w dodatku o 5 nad ranem, człowiek już zupełnie nie kontaktuje i jakaś mała - aczkolwiek niezwykle ważna jak się okazuje - karteczka, mogła się gdzieś zapodziać), ale lepiej nie opowiadać szczegółów, bo przez chwilę było naprawdę nieciekawie, najważniejsze że w porę zjawił się ksiądz biskup Janusz i sprawę załatwił (a jak to poczynił niech pozostanie naszą słodką tajemnicą).

Następny dzień był dla mnie szokiem i swego rodzaju „wstrząsem cywilizacyjnym ”, bowiem Jowita i Justyna zabrały mnie na wycieczką krajoznawczą po Atyrau, które w rzeczywistości wygląda trochę inaczej niż to miasto ze szklanymi domami jakie sobie przyśniłem. Ale nic to. Drzewo na środku asfaltowej drogi zrobiło oczywiście na mnie wrażenie (nie wiem czy podziwiać u miejscowych architektów i inżynierów kreatywność, poczucie humoru czy też miłość do przyrody, pewne jest jednak, jak słusznie zauważyła Justyna, że drzewa widocznie są tutaj cenne),ale nietęgą minę miałem jeszcze bardziej, kiedy zobaczyłem na własne oczy ten ruch na ulicy, o którym już słyszałem tyle od Kasi i Natalii. Zbyt wielu świateł , znaków drogowych, pasów itp. w Atyrau nie uświadczysz. Nie wiem czy mają tu w ogóle jakieś przepisy drogowe, może tylko jeden: „kto pierwszy, ten lepszy”.
Wielki szacun dla tych, którzy przez jezdnię potrafią przejść bez uszczerbku na zdrowiu, tudzież psychice. Przez cały rok w Polsce nie słyszałem tylu klaksonów co tutaj w ciągu jednego dnia. Ale póki co żyję, więc nie ma powodów do narzekania.
Dziewczyny zabrały mnie na chwilę do Azji (*), gdzie podziwialiśmy muzułmańską szkołę (która zresztą okazała się być Domem Kultury) i mundurki wracającej do domu młodzieży (choć jeszcze większe wrażenie robią fikuśne kokardy jakie na włosach noszą małe dziewczynki i zuniformizowane czepki sprzedawczyń na bazarze).
Nasz rekonesans zwieńczyło przejście przez Plac Zwycięstwa (**) i wizyta w supermarkecie (płaci się tu tengmi, naprawdę fajne banknoty, kolorowe, pstrokate, w dodatku produkowane w polskiej mennicy).
Atyrau, to na pierwszy rzut oka miasto jak każde inne. Widać, że są dzielnice biedniejsze i te bardziej reprezentatywne. Jak słusznie zauważyły dziewczyny, charakterystyczne są rury z gazem, umieszczane wysoko nad ziemią, tworzące misterne wręcz konstrukcje. Generalnie mam wrażenie, że Atyrau to wielki plac budowy.

Wieczorem mogłem uczestniczyć w pierwszej Eucharystii po rosyjsku, z której wprawdzie niewiele zrozumiałem ,ale była ona dla mnie ważnym przeżyciem, gdyż zobaczyłem tutaj Żywy Kościół, wprawdzie nieliczny wciąż, a jednak Kościół, który niejedno już przeszedł. Przykuł moją uwagę witraż z wyobrażeniem „babuszek”- kobiet,

które w czasach komunizmu, gdy nie było tu kapłanów, przekazywały wiarę, strzegły jej, prowadziły w domach modlitwy i odprowadzały zmarłych na cmentarz. To dzięki takim osobom jak one, przetrwała tu wiara katolicka i mógł się odrodzić Kościół. Z jedną z nich we Wszystkich Świętych i w Dzień Zaduszny odwiedziliśmy cmentarz w Atyrau. Jest to cmentarz „zbiorczy”, dla wszystkich religii oprócz islamu. Na wszystkich grobach (ogrodzonych żelaznymi kratami) widnieją portrety. W większości są to groby prawosławnych, więc w tych dniach nie ma takich tłumów jak u nas w Polsce. A już z pewnością nie ma tu pokazów zniczy i konkursów na największą wiązankę. Tym bardziej było to dla mnie dojmujące doświadczenie.

We wtorek będę już w Chromtau, więc te kilka dni w Atyrau były mi bardzo potrzebne, trochę już bowiem poznałem tutejszą mentalność i kulturę, a właściwie mieszankę kulturową. Można by powiedzieć, że tutaj dopiero widać cały Kościół, jego powszechność, otwartość i różnorodność! Są tu bowiem Rosjanie, Kazachowie, Polacy, Koreańczycy, Amerykanie, Włosi .... Potrzeba jednak dużo modlitwy za ten Kościół, więc różańce w ręce!

Ks. biskup Janusz i ks. Piotr robią tu kawał dobrej roboty, podobnie zresztą jak siostry Elżbietanki no i oczywiście Jowita z Justyną, które właśnie w tym tygodniu zaczynają prowadzić lekcje angielskiego, teraz więc pilnie się do nich przygotowywują. Ja natomiast muszę się żegnać z tym miejscem, więc następnym razem napiszę już z Chromtau.

Pozdrawiam
Przemek

* ponoć Ural jest granicą między dwoma kontynentami, ale według mnie to tylko ściema (Keine grenzen!)
** Oczywiście chodzi o zwycięstwo z 1945 r., które zakończyło wojnę, trwającą - przynajmniej według projektantów placu - od 1941 r. (sic!)

3.11.2008

…. a gdzie można poznać fajnych Hiszpanów? czyli: a czemu by się tak nie wybrać do Brukseli:)


Spotkanie młodych Taizé to:
- świetna okazja do wspólnej modlitwy z tysiącami młodych Europejczyków
- możliwość podzielenia się z innymi swoją wiarą i poznanie jak młodzież z różnych krajów buduje swoją relacje z Jezusem Chrystusem
- doświadczenie jak funkcjonuje Kościół w innych państwach
- nowe znajomości, które na przyszłość ciekawie się rozwijają.. ( patrz: posty z Hiszpanii..)
- zwiedzanie Brukseli za niewielkie pieniądze:)

Wiadomo, podróże kształcą, a tym bardziej takie!

Dlatego serdecznie zapraszam na tegoroczne spotkanie młodych, które będzie się odbywało 29 grudnia- 2 stycznia w Brukseli
Nasza grupa wyjeżdża 28 grudnia, w godzinach popołudniowych spod Kościoła św. Anny. Powrót 3 stycznia rano. Koszt ok. 300 zł za transport, plus 50 Euro wpisowe (w tej kwocie mieszczą się bilety komunikacji miejskiej do poruszania się po Brukseli, posiłki, zakwaterowanie)
Można się zapisywać do 17 listopada, albo bezpośrednio do mnie ( milord48@wp.pl) albo w Kościele Św. Anny w każdy poniedziałek o 19.30. 300 zł wpłacić trzeba do 10 grudnia, resztę kwoty już w Brukseli

Ps. Nie odkładaj decyzji z wyjazdem na Taizé na następny rok… Za rok może być już za późno.. < Spotkania są organizowane dla ludzi tylko do 35 roku życia;-) >

Więcej informacji na stronie Taize.