Привет !
No więc dotarłem i ja! Ku mojemu zdziwieniu i radości podróż samolotem przeżyłem (a zaklinałem się kiedyś,że nigdy w życiu nie wsiądę do maszyny, która unosi się nad ziemią wyżej niż kolejka w lunaparku). A tu proszę - niespodzianka - spodobało mi się i aż nie mogę się doczekać powtórki z rozrywki.
Generalnie wszystko poszło gładko, oprócz małej wpadki na lotnisku w Atyrau (cóż, po całym dniu podróży, w dodatku o 5 nad ranem, człowiek już zupełnie nie kontaktuje i jakaś mała - aczkolwiek niezwykle ważna jak się okazuje - karteczka, mogła się gdzieś zapodziać), ale lepiej nie opowiadać szczegółów, bo przez chwilę było naprawdę nieciekawie, najważniejsze że w porę zjawił się ksiądz biskup Janusz i sprawę załatwił (a jak to poczynił niech pozostanie naszą słodką tajemnicą).
Następny dzień był dla mnie szokiem i swego rodzaju „wstrząsem cywilizacyjnym ”, bowiem Jowita i Justyna zabrały mnie na wycieczką krajoznawczą po Atyrau, które w rzeczywistości wygląda trochę inaczej niż to miasto ze szklanymi domami jakie sobie przyśniłem. Ale nic to.
Dziewczyny zabrały mnie na chwilę do Azji (*), gdzie podziwialiśmy muzułmańską szkołę (która zresztą okazała się być Domem Kultury) i mundurki wracającej do domu


które w czasach komunizmu, gdy nie było tu kapłanów, przekazywały wiarę, strzegły jej, prowadziły w domach modlitwy i odprowadzały zmarłych na cmentarz. To dzięki takim osobom jak one, przetrwała tu wiara katolicka i mógł się odrodzić Kościół. Z jedną z nich we Wszystkich Świętych i w Dzień Zaduszny odwiedziliśmy cmentarz w Atyrau. Jest to cmentarz „zbiorczy”, dla wszystkich religii oprócz islamu. Na wszystkich grobach (ogrodzonych żelaznymi kratami) widnieją portrety. W większości są to groby prawosławnych, więc w tych dniach nie ma takich tłumów jak u nas w Polsce. A już z pewnością nie ma tu pokazów zniczy i konkursów na największą wiązankę. Tym bardziej było to dla mnie dojmujące doświadczenie.
We wtorek będę już w Chromtau, więc te kilka dni w Atyrau były mi bardzo potrzebne, trochę już bowiem poznałem tutejszą mentalność i kulturę, a właściwie mieszankę kulturową. Można by powiedzieć, że tutaj dopiero widać cały Kościół, jego powszechność, otwartość i różnorodność! Są tu bowiem Rosjanie, Kazachowie, Polacy, Koreańczycy, Amerykanie, Włosi .... Potrzeba jednak dużo modlitwy za ten Kościół, więc różańce w ręce!
Ks. biskup Janusz i ks. Piotr robią tu kawał dobrej roboty, podobnie zresztą jak siostry Elżbietanki no i oczywiście Jowita z Justyną, które właśnie w tym tygodniu zaczynają prowadzić lekcje angielskiego, teraz więc pilnie się do nich przygotowywują. Ja natomiast muszę się żegnać z tym miejscem, więc następnym razem napiszę już z Chromtau.
Pozdrawiam
Przemek
* ponoć Ural jest granicą między dwoma kontynentami, ale według mnie to tylko ściema (Keine grenzen!)
** Oczywiście chodzi o zwycięstwo z 1945 r., które zakończyło wojnę, trwającą - przynajmniej według projektantów placu - od 1941 r. (sic!)
3 komentarze:
To dobrze, że podróż miała happy end. Gratulacje Przemku z pokonania siebie, swych słabości, to doda Ci mocy i wiarę :) Czegoś nie rozumiem... W Atyrau zostaną dziewczęta, a Przemem wyrusza na 'placówkę' do Chromtau ??
Tak - dokładnie tak - Przemek bedzie pracował w Chromtau a dziewczyny w Atyrau
Przemku masz moją modlitwę
Prześlij komentarz