26.12.2008

Emmanuel - Bóg z nami


Emmanuel jest z nami!!! W Eucharystii codziennie!!!
W Eucharystii zawsze - nie tylko w święta.
Niech w czasie Świąt i później przynosi nam gorliwość chrześcijańską i pragnienie ofiarowania siebie Jemu i ludziom.
Franek jednego z naszych oazowych małżeństw - Kasi i Bartka przypomina nam o radości świąt - ale przy okazji Świąt i podziwiania Boga, który stał się człowiekiem w ubogiej Rodzinie pamiętajmy też o dzieciach, które nie mają tak pięknego życia (wejdź tutaj)(choć za Franka też trzeba się modlić i prośmy o zdrowie dla niego). Możesz pomóc dzieciom w Afryce przyłączając się do tych 5 osób, które już adoptowały dzieci z Kenii z parafii zaprzyjaźnionego z nami o. Francisa. Jesli chcesz dowiedzieć się więcej - kliknij tutaj.
W Indiach nie mogło być w wielu parafiach Pasterki z obawy przed prześladowaniami. Przyłącz się tez do akcji protestu przeciw prześladowaniom chrześcijan w Indiach.
Nasze dziewczyny-wolontariuszki wyjechały na Wigilię i pierwszy dzień Świąt do Uralska.
A my od jutra przyjmujemy w Sulejówku naszych przyjaciół - młodzież z Litwy na Szkołę Ewangelizacji, która będzie tez okazją do wyrażenia jedności Archidiecezji Wileńskiej z Diecezją Warszawsko-praską.

16.12.2008

Miasto chromu

Здравствуйте!


Chciałbym Wam opowiedzieć kilka słów o miejscu gdzie przyszło mi posługiwać. Chromtau (ok. 30 tys. mieszkańców) to miasto położone w azjatyckiej części Kazachstanu i oddalone o 100 km od Aktjubińska (miasta wojewódzkiego, którego drużyna piłkarska ma tytuł mistrza Kazachstanu), zaś od Atyrau (gdzie przebywają Jowita z Justyną) jakieś 700 km na północny-wschód. Charakterystyczne jest to, że na tym dystansie mija się zaledwie kilka miejscowości, poza tym jest tu głęboki step, co jakiś kawałek widać tylko wypasające się stada bydła, kóz, owiec a nawet wielbłądów. Na terenie miasta i w jego okolicy znajduje się wiele kopalń odkrywkowych i głębinowych chromu (2 miejsce w świecie pod względem wydobycia) i mimo, że tylko jeden dzień wydobycia w miesiącu pokrywa koszty funkcjonowania wszystkich kopalń i płace pracowników, a 29 dni w miesiącu to czysty zysk, to pieniądze nie są inwestowane w miasto, tylko idą do kieszeni...no właśnie, ciężko określić tę grupę. W każdym razie żyje się tu dość ubogo, miasto jest zaniedbane pod względem infrastruktury.

W Chromtau nie zostawia się na noc samochodów przed blokami, no chyba, że komuś znudziło się auto i szybko chce się go pozbyć. Są tu specjalnie wydzielone parkingi, zazwyczaj daleko od domu (choć to też nie daje gwarancji, że rankiem nie będzie trzeba maszerować do pracy na pieszo...). My mamy szczęście i od parkingu mamy tylko 5 min drogi. Ponoć gdy temperatura spada poniżej 40 stopni to samochody zostawia się w garażach, które najczęściej są na obrzeżach miasta, więc bywają takie paradoksy, że po samochód na parking jeździ się taksówką! Jeśli chodzi o pogode to śnieg spadł już 6 listopada i utrzymuje się zazwyczaj do kwietnia.

Powoli przyzwyczajam się do innego chleba, kazachskiego zwyczaju picia herbaty z mlekiem, bogatej mozaiki sałatek i specyfików koreańskich serwowanych w tutejszym domu handlowym, braku korzenia pietruszki, bułek i do innych różnic, jak choćby sklepów spożywczych otwartych dopiero od 10 czy 11, no i do czterogodzinnej różnicy czasu w stosunku do Polski. Zdecydowanie jednak mogę powiedzieć, że czuć życzliwość mieszkańców i wielką gościnność. Panie w sklepie wprawdzie nadal uśmiechają się, gdy słyszą mój akcent, ale są dość wyrozumiałe.





Mieszkam razem z ks. Januszem Potokiem (z diecezji tarnowskiej) na parterze w bloku, ok. 15 min. piechotą od kaplicy parafii św. Rodziny. Ksiądz jest niesamowitym człowiekiem. Mądrość życiowa, doświadczenie i pobożność idą u niego w parze z rozbrajającym wręcz poczuciem humoru. Tryska energią, radością i ironicznym często dowcipem. Ma olbrzymi dystans do wszystkiego a jednocześnie jest człowiekiem bardzo konkretnym. No i generalnie słynie z upodobania do Coca-Coli (choć sam zaprzecza jakoby nie potrafił się bez niej obyć).

Nie ma tu wielu katolików, większość jest pochodzenia niemieckiego i rosyjskiego. W przypadku młodszego pokolenia czasem chyba nawet trudno określić narodowość, bowiem w rodzinie są korzenie niemieckie, ukraińskie, rosyjskie a nawet koreańskie. Do kościoła przychodzi regularnie kilka osób, w niedzielę bywa ich kilkanaście, w większe święta dochodzi do 20. Są też katolicy, którzy żyją kilkadziesiąt kilometrów od Chromtau (m.in.w Kuduksaju), więc przyjeżdżają tylko czasami. Ale o parafianach, o tym jak się tu żyje i co tu robię już w następnych postach.

Pozdrawiam
Przemek

12.12.2008

bo wiersz to piękna rzecz...


Witajcie,
U mnie już był nasmark*, i u Justyny również, ale już nam przeszło.
Chciałybyśmy zdementować pewną pogłoskę, która rozpowszechniła się w diecezji, a mianowicie padło takie stwierdzenie, że się nie odzywałyśmy przez dwa miesiące. Przecież, dla każdego człowieka znającego podstawy matematyki, jasnym jest, że dwa miesiące to ok. 61 dni, tymczasem, my jesteśmy tutaj zaledwie 57 dni i przecież napisałyśmy wam zaraz po przyjeździe, co u nas.
A natenczas, możemy wam napisać, że od wczoraj zaczęła się u nas pora błotna, więc jak ktoś ma ochotę na spa i jest morsem, to zapraszamy serdecznie.
Tutaj, każdy poddaje kąpielom błotnym swoje buty i spodnie, tak mniej więcej do kolan. Bardzo zdrowo – polecamy.

Idzie zima, idą święta,
na ulicach Dziadków Mrozów rzesza niepojęta.

Jeśli tęsknisz, jeśli płaczesz,
Zmów za nas jeden pacierz

Możesz też napisać świąteczne życzenia
A może spełnią się twoje marzenia
My się postaramy odpisać tobie
Mimo że mamy dużo na głowie.

Dlatego też nie piszemy na blogu wiele
Bo na nasze odpowiedzi, czekają jeszcze przyjaciele.

Opóźnienie korespondencyjne nie wiele psuje
A post później napisany lepiej smakuje.

Wszak to jest tak jak z winem każdy wie
Choć żadna z nas go od wielu lat już nie pije.

Ale pewne rzeczy trzeba przyjąć na wiarę
Tak bowiem, mówi porzekadło stare

Więc każdy kto chce chodzić po wodzie
Niech zakłada na nogi łodzie

Nie są to jednak łodzie normalne
Wszak wszyscy wiemy, że życie wiarą nie jest banalne.

Jednak gdy się wytrwale o to prosi
To Duch Boży człowieka unosi
I do tych łąk zielonych człowieka przenosi

Gdzie Galant Justyna
na widok przyjezdnych śpiew swój rozpoczyna
A Pałka Jowita
gości tańcem swym przywita.

Jeżyli tego ci jest mało
Napisz do nas obu śmiało

Lecz następny post na stronie tej
Pojawi się od nas już wkrótce HEJ!**


*jak nie wiesz, co to znaczy, to sprawdź w słowniku
**sprawicie nam wielką radość jeżeli maile od was również będą w formie wierszowanej
***forma tego maila nie jest przypadkowa, jest ona bowiem efektem ubocznym braku snu, przesytu kotlecików rybnych i wielogodzinnych wieczorów z piosenką różną (włoską, hiszpańską, rosyjską, góralską, kurpiowską, biesiadną, narodowościowo-wyzwoleńczą też).****
****postaramy się żeby następny mail był trochę bardziej do rzeczy***** będzie on zawierał dużo więcej precyzyjnych informacji dotyczących naszej pracy na terenie Atyrauskiej Apostolskiej Administratury dla Katolików Obrządku Łacińskiego, do której to zostałyśmy posłane z ramienia Diakonii Misyjnej Ruchu Światło-Życie, naszej umiłowanej Diecezji Warszawsko-Praskiej, przez miłościwie nam panującego księdza moderatora Zbigniewa diecezjalnego Rajskiego, oraz jego poprzednika a obecnego moderatora Diakonii Misyjnej Ruchu Światło-Życie, Diecezji Warszawsko-Praskiej, Piotra księdza Główkę, których to z tego miejsca serdecznie pozdrawiamy z terenu Atyrauskiej Apostolskiej Administratury dla Katolików Obrządku Łacińskiego na której to czele i w sercu stoi umiłowany nasz ojciec Janusz biskup Kaleta
*****w tym miejscu przypomniał nam się pewien kawał: - przechodził facet koło szafy, otworzył ją i zaczął gadać do rzeczy******
****** i jeszcze jeden: - przechodził facet koło betoniarki i się zmieszał
*******AAAA WŁAŚNIE ZACZĄŁ PADAĆ ŚNIEG AAAA!!!!

Kolejny utwór. Tym razem katedralnej scholi w Liepaji


Na prośbę Marcina wrzucam utwór z płyty nagranej przez scholę katedralną w Liepaji. Co prawda nagrywali je dawno temu, wiec z obecnej młodziezy KSM nikogo nie było, ale na mszach nadal grają i śpiewają razem. :) Siostra Agnieszka też tam spiewała i uczestniczyła w nagraniu wspomnianego albumu (a co! trzeba chwalić talenty :D ).
r.

11.12.2008

Obiecane "Zdrowaś Mario" :]

I już możesz od teraz modlić się za dzieła misyjne po hebrajsku! :D Ten sam utwór umieszczony jest po lewej stronie pod logo Adopcji na Oddległość, więc z czasem nie zginie. :)


Spiewa siostra Agnieszka Wróblewska OP z Liepaji - nasza przewodniczka po Łotwie :)

9.12.2008

polsko-kazachsko-polsko

dziewczyny z Kazachstanu nie pisza, wiec ja postanowilam sie odezwac :)

na ostatnim spotkaniu diakonii mielismy okazje z Justyna i Jowita porozmawiac :) dla mnie osobiscie to niezwykle, moc posluchac o realiach Atyrauskich, o tym co sie tam dzieje, o tym co sie zmienia.. nawet o takich glupotach i rzeczach najprostszych.. tak wrocic tam choc troche.. kazdy szczegol jest niezwykly.. i wazny.. ale tyle o mnie.













co sie dalo zauwazyc - dziewczyny promieniowaly energia i radoscia.. mnostwo rzeczy sie tam u Nich dzieje, mnostwo przezyc, wrazen.. widac jak to miejscie staje sie dla Nich wazne, jak staje sie czescia Ich zycia.. (to moje wrazenia, jesli nie trafne - niech dziewczyny sprostuja..)
jak to w Atyrau bywa, maja tez mnostwo anegdot, ktorych przecietnemu czlowiekowi takiemu jak ja spamietac nie sposob..

szkoda, ze skype choc duzo, to tak malo daje tamtego swiata..

w tym miejscu zaapeluje o modlitwe za kosciol w Kazachstanie, za wszystkich pracujacych tam ksiezy, zakonnice i swieckich. JEST ONA BARDZO POTRZEBNA.
a o co konkretnie - to mam nadzieje dziewczyny napisza..

i jeszcze jedno.. nie zapominajmy sie do Nich odzywac.. wierzcie mi, to baaardzo wazne..

natalia.

8.12.2008

Łotwa - odsłona druga:)

EKIPA ŁOTEWSKA To i ja dwa slowa dorzuce. Choc nie mam sil, aby sie zmierzyc z opisem dzien po dniu naszego wyjazdu ewangelizacyjnego, to mam ogromne pragnienie podzielenia sie kilkoma myslami. Rozpoczne od Radkowego watku: z siostrami Dominikankami mozna w ciemno isc i glosic ewangelie nawet na koniec swiata:) To wlasnie one nas zaprosily, daly nocleg, wyzywienie, tlumaczyly, modlily sie za nas, modlily sie z nami, rozmawialy o najtrudniejszych sprawach, dzielily sie swoim zyciem, ale i smialy do rozpuku, czy potrzeba czegos wiecej?! Nasz Liepajski "spodek", z ktorego wyruszalismy na wszystkie wyprawy stal sie dla nas prawdziwym domem. Alleluja! Spotkania w parafiach byly dla nas bardzo wymagajace, gdyz musielismy wielokrotnie sie przelamywac i kolejny raz z zapalem mowic oredzie wciaz do tej samej ewangelii lub piaty raz mowic swiadectwo o sprawach, ktore wciaz sa trudne. Zmeczenie czasami dawalo sie we znaki, ale jeszcze wiecej, duzo wiecej otrzymalismy wewnetrznej radosci z mozliwosci gloszenia, spotykania ludzi i wspolnej modlitwy. Czesto przychodzily osoby proszace o uzdrowienie siebie lub kogos bliskiego z nalogu. Szczegolnie w Saldus, gdzie na spotkaniu byli mezczyzni z osrodka dla uzaleznionych. I tu otrzymalem laske odkrywania, przezywania Krucjaty Wyzwolenia Czlowieka, wiedzialem, mialem pewnosc, ze Bog nas tam postawil ze wzgledu na to dzielo. Wielokrotnie w czasie modlitwy prosilismy o wstawiennictwo Niepokalanej, sw.Stanislawa, Maksymiliana czy ks.Franciszka. Jak wielka jest madrosc w znaku KWC, w zlaczonych dloniach, ktore sa na jednym poziomie, jak wazne jest to, ze my nie mamy patrzec z gory, wyciagac, podnosic. Nie. Proszacy o modlitwe ludzie podchodzili do krzyza badz tabernakulum, klekali i gdy nas Duch Sw. dalej prowadzil zrozumialem, ze to Chrystus pierwszy zstepuje, schodzi do nas, naszego poziomu i kleka razem z naszym bratem, przytula go do krzyza. Nie moglem dalej stac obok, chcialem byc z moim bratem-Jezusem. Duzo wdziecznosci. Bylo tez ekumenicznie. Ostatnie zdjecie zostalo zrobione podczas dzielenia sie wiara w luteranskiej szkole ewangelizacji. Bardzo dziekujemy za Wasza modlitwe w intecji tej wyprawy. Alleluja! Aga i Marcin PS1 Rozpisuje konkurs na odgadniecie, ktora z siostr na zdjeciu jest przelozona:) Przewidziana nagroda. (Z konkursu wykluczone sa osoby znajace siostry:) Piszcie na mail diakonii misyjnej. PS2 Przepraszam za brak polskich liter, ale cos sie popsulo.

O Łotwie po powrocie - odsłona pierwsza! :)

W sobotę wróciliśmy z Łotwy. To był czas naprawdę wielkiej łaski od Pana Boga!!! Czas wykorzystany do maksimum (nawet próbowaliśmy coś napisać na bloga w wolnej chwili, ale ta 10-minutowa przerwa okazała sie zbyt krótka...). Codziennie gdzieś jeździliśmy. Bywało, że wstaliśmy o 4 nad ranem ( w Polsce to była 3:00) a innym razem wracaliśmy o 1 w nocy. Ktoś podsumował, że jak nie prowadziliśmy ewangelizacji, to jechaliśmy samochodem :P
Bóg dał nam wiele radości poprzez współpracę z siostrami Dominikankami Misjonarkami. Baaaaaaardzo dziękuję siostrom za otwartość i radosną posługę. :) Było to dla nas ważne! :)

Ja wiem jedno: Bóg nas prowadził i choć nie mieliśmy zbyt duzo czasu, by pobyć z Jezusem sam na sam, to uczyliśmy się totalnego zaufania Bogu, a cała praca, stała się modlitwą! Załączymy też plik, jak siostra agnieszka śpiewa różaniec po hebrajsku (śpiewała go nam też w samochodzie :) ). Nie było czasu zmarnowanego!

I za to Slava Kristum!!!!!!!

Co się dokładnie działo podczas ewangelizacji na Łotwie napiszemy niebawem.

Radek

6.12.2008

Jeszcze raz o Atyrau

Привет !

Na wieści z Chromtau musicie niestety poczekać do następnego razu. Teraz bowiem chce opisać żywe wciąż jeszcze we mnie wydarzenia sprzed dwóch tygodni. Otóż w dniach 18-19 XI w Atyrau odbył się przedadwentowy zjazd* wszystkich misjonarzy i wolontariuszy z Administratury Apostolskiej Atyrau. Dotychczas dwa razy w roku na takie spotkanie zjeżdżali sami kapłani, w tym roku po raz pierwszy uczestniczyły w nim też siostry zakonne i świeccy.


Zaczęło się we wtrorek uroczystym obiadem (który wcześniej przygotowywały nasze dzielne Panie**). Ci, którzy po wielogodzinnej podróży*** nie byli na tyle cwani, żeby rozsiąść się wygodnie w pokoju gościnnym i odpocząć po trudach podroży, zostali zaprzęgnięci (nie spodziewając się czekających ich udręk) do pracy w kuchni, gdzie czekał ich płacz i zgrzytanie zębów (nie wiem czy komuś rzeczywiście zgrzytały zęby, za to ja naprawdę płakałem, ale jak wspomnę,że to przez cebule to cała narracja straci swoją dramaturgię, przyjmijmy więc wersję pośrednią - to ze wzruszenia).
Czas ten był dla nas okazją nie tylko do poznania się ( większa część zgromadzonych pracuje w Kazachstanie zaledwie od kilku miesięcy), ale też do wspólnej modlitwy (adoracja, możliwość spowiedzi, Eucharystia), a dla kapłanów także do bezpośredniego podzielenia się trudami swej pracy, radościami oraz trapiącymi ich problemami. Wtorkową kolację zwieńczyły życzenia dla ks. biskupa (obchodzącego kilka dni później imieniny), po których nastąpiło wspólne, mniej lub bardziej miłe dla ucha, wykonywanie pieśni, piosenek, piosnek i przyśpiewek wszelkiej prowenencji (weselnych, góralskich, biesiadnych itd. – ludzie, no czego tam nie było... ). Na szczęście akompaniowała nam cudnie na gitarze s. Filipa. Hitem wieczoru została dedykowana ks. Januszowi (z Chromtau) piosenka o Białym Misiu, wykonana przez nasze Warszawianki i s. Weronikę (ach, jakże rozbudowany był ten układ choreograficzny, że tez zdążyły go opanować w 3 dni).
Po wieczerzy śmiertelnicy udali się na spoczynek, ale nasze dzielne oazowiczki czuwały na posterunku (czyli w kuchni), coby następnego dnia nie zabrakło nikomu chleba, gruli ... i sałatki jarzynowej. Jeszcze tylko Eucharystia z jutrznią (po polsku !!!), śniadanie, ostatnie rozmowy i pierwsze pożegnania, obiad już w niepełnym składzie i ... powrót do parafii i codziennej pracy. No właśnie. Parę słów o tych parafiach i tych, którzy tam posługują, byście mieli lepszy obraz całej Administratury

W Atyrau, gdzie rezyduje ks. bp Janusz Kaleta pracuje ks. Piotr Kluza, siostry Elżbietanki (s. Filipa, s.Zyta, i s. Weronika) no i wolontariuszki z Ruchu Światło-Życie, Jowita i Justyna.
W Uralsku proboszczem jest ks.Jan Trela, któremu od niedawna pomagają Słowacy: wikariusz - ks. Peter Sakmar oraz świeccy wolontariusze - Tomas i Ewa.
W Aktjubińsku pracujący kapłani i świeccy należą do Neokatechumenatu. Proboszczem (i najdłużej przebywającym w Zachodnim Kazchstanie kapłanem) jest ks. Tadeusz Smereczyński, który do Atyrau przyjechał sam, choć w parafii ma też wikariusza (ks. Piotr Jabłoniec przebywa na leczeniu w Polsce, prawdopodobnie pogryziony przez tarantulę) a także rodzinę misyjną (Włosi), cztery świeckie misjonarki z Hiszpanii (nauczycielki dzieci z rodzin misyjnych) oraz tzw. wędrownych katechetów (ks. Zbyszek, Maria i Damian przyjeżdżają kilka razy w roku).
W Chromtau jest ks. Janusz Potok i moja skromna osoba.
Na samotnym posterunku w Kulsarach jest ks.Cezary Komosiński, Wikariusz Generalny Administratury.
W Aktau pracuje ks. Aleksander Kalinouski z Białorusi, którego wspomagają świeccy misjonarze z Neokatechumenatu: Pan Edward, Pani Helena i Pani Bożena, a niedługo prawdopodobnie także rodzina misyjna.

„Żniwo wprawdzie wielki, ale robotników mało” ... To spotkanie w Atyrau pokazało mi jak ważna jest modlitwa o nowe powołania do pracy w Zachodnim Kazachstanie. Tu dość często zmieniają się kapłani, a co dopiero wolontariusze. A trzeba pamiętać, że teren Administratury jest dwa razy większy od Polski !!! Potrzebna jest więc w pierwszym rzędzie modlitwa o kapłanów, którzy byliby gotowi przyjechać tu i pełnić posługę na wcale nie łatwym terenie. Ale jest też potrzebna Wasza modlitwa o nowych wolontariuszy z Ruchu Światło-Życie, którzy już teraz zaczęliby się przygotowywać do wyjazdu za rok, by dzieło było kontynuowane. Sam widzę po sobie, jak trudno jest być tutaj, bez wcześniejszego przygotowania, chociażby językowego. W końcu potrzebna jest też modlitwa za pracujące tu osoby i za ten Kościół, ciągle jeszcze mam wrażenie, „raczkujący”, rozwijający się, ale o olbrzymim moim zdaniem potencjale.
Dla mnie to spotkanie było bardzo ważne i budujące. Przede wszystkim zobaczyłem znowu Żywy Kościół, Powszechny Kościół, w którym kapłani, osoby konsekrowane i świeccy w różnym wieku, z różnych krajów i miejsc, z różnych ruchów czy wspólnot w duchu jedności pracują w tej samej drużynie - Chrystusa Jezusa.

W Waszych więc rękach (a może inaczej mówiąc – w Waszych różańcach) w dużej mierze leży los tego Kościoła i tych, którzy tu pracują ...

Pozdrawiam i obiecuję, że następnym razem już o Chromtau

Przemek

* można to nazwać zjazdem bądź spotkaniem rekolekcyjno-integracyjnym
** czyli supersiostry i superwolontariuszki J&J
*** w naszym przypadku prawie całodobowej – najpierw z Chromtau do Aktjubińska, potem 15 godzin pociągiem do Atyrau

7 XII - Dzień modlitwy i pomocy materialnej Kościołowi na Wschodzie

W II Niedzielę Adwentu. w Kościele w Polsce i w placówkach polonijnych na całym świecie obchodzony jest Dzień modlitwy i pomocy materialnej Kościołowi na Wschodzie. W tym roku będzie to niedziela 7 grudnia. Towarzyszy mu hasło roku duszpasterskiego: „Otoczmy troską życie” i korespondujący z nim plakat z wizerunkiem Matki Boskiej Brzemiennej z sanktuarium w Gdańsku-Matemblewie.

Hasło tegorocznego dnia jest bardzo trafione, gdyż problemem, z którym boryka się Kościół na Wschodzie (m.in.w Rosji, na Ukrainie, w Kazachstanie) jest bardzo słaba pozycja rodziny, zatrważająca ilość aborcji, częste rozwody i wzrastająca liczba tzw. “dzieci ulicy”. Niezwykle ważna jest więc modlitwa o umocnienie szacunku do ludzkiego życia oraz roli i kondycji rodziny. Potrzeba jest też modlitwa za pracujących na Wschodzie kapłanów, misjonarzy i siostry zakonne, gdyż zmagają się tu z wieloma trudnościami, a czasem nawet ryzykują życiem, czego dowodem są dwaj jezuici, zamordowani w Moskwie miesiąc temu.

Kościół na Wschodzie potrzebuje także konkretnej pomocy materialnej, m.in na budowę i remonty kościołów, kaplic i ośrodków przeznaczonych na dzieła charytatywne. Potrzebne są też środki na naczynia i szaty liturgiczne, egzemplarze Biblii, mszałów i brewiarzy, a także prenumeraty pism katolickich. Pomocy materialnej wymagają także akcje dożywiania dzieci czy różnego rodzaju wyjazdy rekolekcyjne i kolonijno-formacyjne. Potrzeb jak widać jest dużo, ale równie dużo jest też widocznych owoców tego wsparcia.

Kościół na Wschodzie potrzebuje Twojej modlitwy i Twojego wsparcia!!!

22.11.2008

Przesladowania chrześcijan w Indiach - wyslij protest e-mailem.

"— Ukamienowali go, a ciało wyrzucili do rzeki, ukamienowali... — Puspanjah Panda obsesyjnie powtarza te słowa. Skurczona siedzi na macie w obozie dla uchodźców YMCA i co chwilę całuje zdjęcie męża. 24 sierpnia Dibya Sundar Digal, pastor w miasteczku Sipaiju, odprawił nabożeństwo. Ledwo skończył, pojawiła się grupa kilkudziesięciu fundamentalistów. — Rok temu na Boże Narodzenie tylko go pobili, teraz przyszli zabić — mówi żona ofiary. Oprawcy przychodzą z nożami, siekierami. Przynoszą ze sobą kanistry z benzyną i puste białe kartki. Chrześcijanin ma na nich złożyć swój podpis. Potem fundamentaliści dopisują, że dobrowolnie wrócił do swej pierwotnej i jedynej prawowitej religii. Kto odmawia — ginie. Lalji Nayaka oprawcy torturowali godzinami, by wyparł się Chrystusa. Mimo przystawionego do szyi noża odmówił. Zmarł z wykrwawienia
Vikrama Nayaka oszalały tłum zakłuł na śmierć i poćwiartował. Dopóki nie stracił przytomności, mówił, że wierzy w Chrystusa.
Chrześcijanom goli się głowy, by łatwo wyłapać ich w tłumie. Dramat przeżywają nie tylko rodziny zamordowanych, cierpią też ci, których sumienia złamano i wyrzekli się Chrystusa. Powrót na łono hinduizmu trzeba potwierdzić zabiciem sąsiada chrześcijanina, spaleniem jego domu, czy zbezczeszczeniem kościoła." (fragment artykułu Beaty Zajączkowskiej z "Opoki")

Zachęcamy do przerwania naszej bierności wobec prześladowania chrześcijan w Indiach. Redaktor Marek Magierowski tym mocniej i nas poruszył w tym temacie.
W zeszłym tygodniu czasopisma katolickie dołączyły kartkę, którą można było wysłać do ambasady Indii w Polsce. Portal wiara.pl proponuje już też wysyłanie protestu drogą mailową. Zachęcamy do tego także i my. Szczegóły akcji możesz znaleźć tu.
A tu raport na ten temat i artykuły mówiące o tym nieszczęściu. Załączam zdjęcia ks. Darka Michalskiego z forum Wspólnoty Życia Chrześcijańskiego. Tam jest ich więcej.

Nowe spotkanie i nowe plany - Łotwa, Bruksela i Szkola Ewangelizacji


Już niedługo nasze następne spotkanie -24 XI u Marcina i Agnieszki na Zaciszu Jak ktoś nie wiem jak do nich trafić - o 19.00 zbieramy się na przystanku Kościeliska na Radzymińskiej i idziemy skypować. Będziemy mieli telekonferencję z Kazaszkami - Jak trafić? - Tu jest mapa. A jakbyś się zgubił - dzwoń 502111992.
Będziemy też przygotowywać się do naszych następnych akcji:
Zgłosiło się już 8 osób by rozpocząć adopcję na odległość dzieci z Kenii! (Z radości aż dzwonił do nas o. Francis z Meru - wiecie jakie to niesamowite jadąc sobie samochodem do Kobyłki usłyszeć go w telefonie komórkowym;)?
Za tydzień jedziemy na Łotwę z ewangelizacją na zaproszenie i we współpracy z siostrami Dominikankami Misjonarkami. Będziemy tam od 29.11 do 6.12. Nasza baza będzie W Liepaji. Ale odwiedzać będziemy różne miasta. Spotkania będą i z dziećmi, i młodzieżą i z dorosłymi. Potrzeba ewangelizacji tam na pewno jest - choć kraj ten wydaje także piękne owoce chrześcijaństwa.
A na przełomie grudnia i stycznia jedna ekipa (i to całkiem spora) jedzie z Anią i księdzem Pawłem na Europejskie Spotkanie Młodych do Brukseli, a druga (ze mną i Diakonią Ewangelizacji) będzie prowadziła w Sulejówku Szkołę Ewangelizacji dla naszych młodych przyjaciół z Wilna, od nas z diecezji, a może jeszcze i z Ukrainy. Jakby ktoś ze wschodnich krajów chciał się jeszcze dołączyć - to zapraszamy: diakoniamisyjna@gmail.com .
Chcemy też podziękować i przypomnieć że wszelkie nasze działanie może być realizowane dzięki Waszej ofiarności. Dziewczyny i Przemek wyjechali do Kazachstanu dzięki Waszym ostatnim ofiarom i zostało jeszcze trochę - na tyle że może prawie wystarczy na ewangelizację na Łotwie. Potrzebujemy ciągle jeszcze wsparcia - teraz na przygotowanie jak najtaniej Szkoły Ewangelizacji dla młodych z Litwy, Ukrainy i Polski. Zachęcam byście przekazywali ofiary osobiście (tak jak ostatnio wspólnota z Wieliszewa - WIELKIE DZIĘKI) lub na konto fundacji - Ośrodek Fundacji Światło-Życie w Warszawie,dr J.Strusia 13A, 04-564 Warszawa, Pekao SA 11 1240 6175 1111 0000 4573 0157 z dopiskiem "na misje".
ks. Piotr

10.11.2008

VII Pielgrzymka KWC na Ukrainie – Miłość zwycięża!

Gródek. Niewielkie miasteczko, położone 52 km od Chmielnickiego, nad rzeką Smotrycz. Miejsce bardzo silnie związane z osobą śp.ks.Władysława Wanagsa. To właśnie ks.Wanags w 9 miesięcy wzniósł pierwszy kościół rzymskokatolicki w ZSSR. I w tym kościele w dn.25-26.10.08 odbyła się VII Pielgrzymka Krucjaty Wyzwolenia Człowieka. Tematem były słowa św.Pawła „Miłość zwyciężą!”
Rozpoczęła się ona wspólnym czajem w Domu Miłosierdzia. Już tam zaczęło się zawiązywanie wspólnoty ;), które swoją kontynuację miało w kościele, gdzie wspólnie modliliśmy się do Ducha Świętego. Następnie usłyszeliśmy słowo wstępne księdza biskupa Leona Dubrawskiego, przywitaliśmy gości z Polski – ks.Adama Wąsika, małżeństwo z Domowego Kościóła oraz p.Stasię i Kasię z Instytutu Niepokalanej Matki Kościoła.
Po przywitaniach obejrzeliśmy prezentację multimedialną o dziele KWC na Ukrainie i posłuchaliśmy konferencji ks.Jarosława Gąsiorka o krucjacie, jako o czynie miłości.
Po obiedzie była Droga Krzyżowa, której przewodniczył bp Jan Niemiec. W czasie rozważań słuchaliśmy poruszających świadectw członków Krucjaty.
Następnie uczestniczyliśmy w Eucharystii, celebrowanej przez bp Leona, podczas której była możliwość złożenia deklaracji KWC. Aż 65 osób włączyło się w dzieło Krucjaty Wyzwolenia Człowieka!
W czasie homilii bp Leon przypomniał, że trzeba zawsze mieć przy sobie różaniec.:) oraz zachęcał małżeństwa, by odważnie decydowały się na kolejne dzieci –za wzór podał historię pewnego Ukraińca, który, gdy urodziło mu się dziesiąte dziecko był szczęśliwy, jakby to było pierwsze. Bardzo mi utkwiły te słowa w pamięci.
Wieczorem na placu przed kościołem odbyła się zabawa bezalkoholowa. Miała ona na celu propagowanie zabaw w duchu Nowej Kultury. Bawili się wszyscy – młodzież, dorośli, księżą i biskupi :)
Sobotnia część pielgrzymki zakończyła się projekcją filmu „Karol, papież, który pozostał człowiekiem” oraz nocną adoracją Najświętszego Sakramentu.
W pielgrzymce wzięło udział ok. 300 osób: głównie małżeństwa z Domowego Kościoła, oraz młodzież i dzieci.
Bardzo ucieszyła mnie obecność na Pielgrzymce bp Leona i bp Jana. Myślę, że była ona cenna dla wszystkich uczestników. Obaj biskupi są członkami KWC, a ich zaangażowanie i poparcie dla dzieła Krucjaty pokazuje i daje potwierdzenie ludziom, że walka o wyzwolenie narodu z alkoholizmu jest na Ukrainie potrzebna!

Za dzieło KWC na Ukrainie, za wszystkich jej członków – Chwała Panu!

Elwira.

UKRAINA - kilka słów z perspektywy czasu

Слава Ісусу Христу!
Sława Isusu Chrystu!

Uczestnictwo w pielgrzymce KWC na Ukrainie skłoniło mnie do refleksji na temat mojego życia w Gwardijsku.

Czym był dla mnie półroczny pobyt w Gwardijsku?
Ogromnym darem od Boga. Gdy decydowałam się na wyjazd na Ukrainę, nie przypuszczałam się, że tak wiele otrzymam. W końcu jechałam dawać, robić coś dla innych...

Życie w Gwardisjku to zupełnie inne życie.. Inne rzeczy nabierają sensu, inne rzeczy są ważne, a to, co do tej pory ważnym się wydawało – traci na wartości..
Życie powoli, pomimo pośpiechu.
Codzienna Eucharystia, modlitwa brewiarzem i klucz do kościoła, To to, co dawało siłę. Klucz do kościoła – coś niesamowitego! W każdej chwili można było wejść do środka, usiąść, pomodlić się. Po prostu z Nim pobyć. Takie zwykłe bycie z Chrystusem, który przez cały czas czekał.

Jedne wielkie rekolekcje.

Chrystus uczył mnie zawierzania się Jemu.
Doświadczał. I z tym, co najtrudniejsze, pozostawiał mnie „samą”. Uczył, żeby z tym, co ciężkie, nie biec do drugiego człowieka, tylko do Niego. By nie szukać poratunku u ludzi. Bo ludzie nie są doskonali. Raz są, a raz ich nie ma. Raz wyciągną do ciebie rękę, a raz odwrócą się plecami. A Chrystus jest cały czas. I cały czas trzyma wyciągniętą do Ciebie dłoń.
Pokazywał mi, że cierpienie przeżywane w „ludzkiej” samotności, w dialogu z Nim ma większą wartość.

Uczył, by nie wołać: „Proszę, zmień to! Zrób tak i tak.” Uczył zawierzenia Jego Miłości. Z której wynika wszystko. Przylgnięcia do Niego. By mój ból zmieszał się z Jego Bólem..

„Пригорни мене до Своїх Ран, Любов з Них витікає. Й цього досить. Не мусиш мєняти вже нічого. Тільки міцно пригорни”

„Przytul mnie do Swoich Ran z których płynie Miłość. I to wystarczy. Nie musisz już zmieniać nic. Tylko mocno przytul mnie.”

Bóg uczył mnie bezgranicznego polegania na Nim. On ma swoje sposoby, by udowodnić upartemu człowiekowi, że On wie lepiej co jest dla niego dobre. Pokazywał mi, że to co ja chcę, przy czym się upieram, nie zawsze jest dla mnie korzystne. Wystarczy Mu zaufać, uwierzyć, że Jemu naprawdę zależy na tym, żebyśmy byli szczęśliwi!
Zaufać mu i pozwolić działać. Bo wszystkie wysiłki podejmowane bez Niego nie maja większego sensu... A Bóg, jeśli tylko idziemy z Nim, nie zostawi nas bez pomocy. Daje nam więcej łask, niż się spodziewamy, więcej, niż potrzebujemy...

Bóg uczył mnie służby. Pokazywał czym ona jest. Uczył, że nie jest ona realizowaniem siebie. Swoich ambicji. Sposobnością do realizowania mojego „chcę”. Podejmować służbę nie wtedy, kiedy mi się chce, kiedy coś umiem, kiedy jestem przygotowana. Służba nie ma rozwijać pychę, tyko uczyć pokory. I nie jest najważniejsze, czy mi się uda; ważne, żeby podjąć tę służbę.

Uczył pokory i posłuszeństwa. Pokonywania siebie i zapominania o sobie. Uczył walki...

Zdecydowanie nie był to łatwy czas. Bo rzadko kiedy odkrywanie prawdy o sobie jest łatwe przyjemne. Pojawiały się chwile zwątpienia. Pytania – co ja tu robię? Pomysły, by spakować się i wrócić. Ale myśli te znikały, gdy widziałam uśmiechy na buźkach naszych dzieci.

By widzieć ich roześmiane twarze, warto było znosić wszystkie trudy.. Dla tych dzieci, które tak bardzo potrzebowały zainteresowania, zwykłego pobycia z nimi, zabawy, miłości, dla ich radości warto było zostawić na pół roku dom, przyjaciół, uczelnię.

Oczywiście Bóg nie szczędził dobrych i radosnych chwil. :) Każdego dnia wlewał w moje serce ogromną radość. Z tego, że mogłam tam być. Radość z poznawania ludzi, ich życia, ich problemów. Radość z tego, że mogłam tworzyć z tymi ludźmi Wspólnotę. Kościół.
Radość z czasu spędzonego z dziećmi.
Radość z tego, że mogłam zrobić coś dla kogoś innego. Choćby przygotować kolację. Czy uprasować komuś koszulę.
Radość ze zdobywania nowych umiejętności.
Radość z piękna przyrody, z przepięknych zachodów słońca, z rozgwieżdżonego nieba, ze śpiewów żab. :)
Radość z każdego dnia.

Co było najtrudniejsze? Powrót. Pozostawienie wszystkich niezwykłych ludzi. Ludzi,którzy mnie urzekli, których pokochałam, którzy na zawsze pozostaną w moim sercu.
Opuszczenie miejsca, w którym czułam się tak dobrze. Miejsca, w którym widać i czuć, że tym, co łączy cegły Kościoła, jest Miłość.
Miejsca, w którym otrzymałam tak wielką szkołę życia. I szkołę kontaktu z Bogiem. :)

За все: Слава Богу!
Za wszystko: Chwała Panu!

Elwira

6.11.2008

Adopcja na odległość - dzieciaki z Kenii czekają!




Witajcie!
Diakonia Misyjna rusza z propozycją adopcji na odległość dzieci z parafii od zaprzyjaźnionego z nami o. Francisa z Kenii. Każdy moze adoptować dziecko na określony czas lub do jego pełnoletności.
Zapraszam na bloga poświęconego adopcji na odległość, oraz do zaangażowania się w tę akcję. Więcej informacji, zdjęcia prosto z Kenii, kontakt dla zainteresowanych na blogu adopcji na odległość.




Zapraszam gorąco,
Kasia Januszewska
diakonia misyjna

4.11.2008

Przygodę z Kazachstanem czas zacząć!


Привет !

No więc dotarłem i ja! Ku mojemu zdziwieniu i radości podróż samolotem przeżyłem (a zaklinałem się kiedyś,że nigdy w życiu nie wsiądę do maszyny, która unosi się nad ziemią wyżej niż kolejka w lunaparku). A tu proszę - niespodzianka - spodobało mi się i aż nie mogę się doczekać powtórki z rozrywki.
Generalnie wszystko poszło gładko, oprócz małej wpadki na lotnisku w Atyrau (cóż, po całym dniu podróży, w dodatku o 5 nad ranem, człowiek już zupełnie nie kontaktuje i jakaś mała - aczkolwiek niezwykle ważna jak się okazuje - karteczka, mogła się gdzieś zapodziać), ale lepiej nie opowiadać szczegółów, bo przez chwilę było naprawdę nieciekawie, najważniejsze że w porę zjawił się ksiądz biskup Janusz i sprawę załatwił (a jak to poczynił niech pozostanie naszą słodką tajemnicą).

Następny dzień był dla mnie szokiem i swego rodzaju „wstrząsem cywilizacyjnym ”, bowiem Jowita i Justyna zabrały mnie na wycieczką krajoznawczą po Atyrau, które w rzeczywistości wygląda trochę inaczej niż to miasto ze szklanymi domami jakie sobie przyśniłem. Ale nic to. Drzewo na środku asfaltowej drogi zrobiło oczywiście na mnie wrażenie (nie wiem czy podziwiać u miejscowych architektów i inżynierów kreatywność, poczucie humoru czy też miłość do przyrody, pewne jest jednak, jak słusznie zauważyła Justyna, że drzewa widocznie są tutaj cenne),ale nietęgą minę miałem jeszcze bardziej, kiedy zobaczyłem na własne oczy ten ruch na ulicy, o którym już słyszałem tyle od Kasi i Natalii. Zbyt wielu świateł , znaków drogowych, pasów itp. w Atyrau nie uświadczysz. Nie wiem czy mają tu w ogóle jakieś przepisy drogowe, może tylko jeden: „kto pierwszy, ten lepszy”.
Wielki szacun dla tych, którzy przez jezdnię potrafią przejść bez uszczerbku na zdrowiu, tudzież psychice. Przez cały rok w Polsce nie słyszałem tylu klaksonów co tutaj w ciągu jednego dnia. Ale póki co żyję, więc nie ma powodów do narzekania.
Dziewczyny zabrały mnie na chwilę do Azji (*), gdzie podziwialiśmy muzułmańską szkołę (która zresztą okazała się być Domem Kultury) i mundurki wracającej do domu młodzieży (choć jeszcze większe wrażenie robią fikuśne kokardy jakie na włosach noszą małe dziewczynki i zuniformizowane czepki sprzedawczyń na bazarze).
Nasz rekonesans zwieńczyło przejście przez Plac Zwycięstwa (**) i wizyta w supermarkecie (płaci się tu tengmi, naprawdę fajne banknoty, kolorowe, pstrokate, w dodatku produkowane w polskiej mennicy).
Atyrau, to na pierwszy rzut oka miasto jak każde inne. Widać, że są dzielnice biedniejsze i te bardziej reprezentatywne. Jak słusznie zauważyły dziewczyny, charakterystyczne są rury z gazem, umieszczane wysoko nad ziemią, tworzące misterne wręcz konstrukcje. Generalnie mam wrażenie, że Atyrau to wielki plac budowy.

Wieczorem mogłem uczestniczyć w pierwszej Eucharystii po rosyjsku, z której wprawdzie niewiele zrozumiałem ,ale była ona dla mnie ważnym przeżyciem, gdyż zobaczyłem tutaj Żywy Kościół, wprawdzie nieliczny wciąż, a jednak Kościół, który niejedno już przeszedł. Przykuł moją uwagę witraż z wyobrażeniem „babuszek”- kobiet,

które w czasach komunizmu, gdy nie było tu kapłanów, przekazywały wiarę, strzegły jej, prowadziły w domach modlitwy i odprowadzały zmarłych na cmentarz. To dzięki takim osobom jak one, przetrwała tu wiara katolicka i mógł się odrodzić Kościół. Z jedną z nich we Wszystkich Świętych i w Dzień Zaduszny odwiedziliśmy cmentarz w Atyrau. Jest to cmentarz „zbiorczy”, dla wszystkich religii oprócz islamu. Na wszystkich grobach (ogrodzonych żelaznymi kratami) widnieją portrety. W większości są to groby prawosławnych, więc w tych dniach nie ma takich tłumów jak u nas w Polsce. A już z pewnością nie ma tu pokazów zniczy i konkursów na największą wiązankę. Tym bardziej było to dla mnie dojmujące doświadczenie.

We wtorek będę już w Chromtau, więc te kilka dni w Atyrau były mi bardzo potrzebne, trochę już bowiem poznałem tutejszą mentalność i kulturę, a właściwie mieszankę kulturową. Można by powiedzieć, że tutaj dopiero widać cały Kościół, jego powszechność, otwartość i różnorodność! Są tu bowiem Rosjanie, Kazachowie, Polacy, Koreańczycy, Amerykanie, Włosi .... Potrzeba jednak dużo modlitwy za ten Kościół, więc różańce w ręce!

Ks. biskup Janusz i ks. Piotr robią tu kawał dobrej roboty, podobnie zresztą jak siostry Elżbietanki no i oczywiście Jowita z Justyną, które właśnie w tym tygodniu zaczynają prowadzić lekcje angielskiego, teraz więc pilnie się do nich przygotowywują. Ja natomiast muszę się żegnać z tym miejscem, więc następnym razem napiszę już z Chromtau.

Pozdrawiam
Przemek

* ponoć Ural jest granicą między dwoma kontynentami, ale według mnie to tylko ściema (Keine grenzen!)
** Oczywiście chodzi o zwycięstwo z 1945 r., które zakończyło wojnę, trwającą - przynajmniej według projektantów placu - od 1941 r. (sic!)

3.11.2008

…. a gdzie można poznać fajnych Hiszpanów? czyli: a czemu by się tak nie wybrać do Brukseli:)


Spotkanie młodych Taizé to:
- świetna okazja do wspólnej modlitwy z tysiącami młodych Europejczyków
- możliwość podzielenia się z innymi swoją wiarą i poznanie jak młodzież z różnych krajów buduje swoją relacje z Jezusem Chrystusem
- doświadczenie jak funkcjonuje Kościół w innych państwach
- nowe znajomości, które na przyszłość ciekawie się rozwijają.. ( patrz: posty z Hiszpanii..)
- zwiedzanie Brukseli za niewielkie pieniądze:)

Wiadomo, podróże kształcą, a tym bardziej takie!

Dlatego serdecznie zapraszam na tegoroczne spotkanie młodych, które będzie się odbywało 29 grudnia- 2 stycznia w Brukseli
Nasza grupa wyjeżdża 28 grudnia, w godzinach popołudniowych spod Kościoła św. Anny. Powrót 3 stycznia rano. Koszt ok. 300 zł za transport, plus 50 Euro wpisowe (w tej kwocie mieszczą się bilety komunikacji miejskiej do poruszania się po Brukseli, posiłki, zakwaterowanie)
Można się zapisywać do 17 listopada, albo bezpośrednio do mnie ( milord48@wp.pl) albo w Kościele Św. Anny w każdy poniedziałek o 19.30. 300 zł wpłacić trzeba do 10 grudnia, resztę kwoty już w Brukseli

Ps. Nie odkładaj decyzji z wyjazdem na Taizé na następny rok… Za rok może być już za późno.. < Spotkania są organizowane dla ludzi tylko do 35 roku życia;-) >

Więcej informacji na stronie Taize.