18.01.2010

"Jak sobie ich już pożegnaliśmy, to tak sobie myślałam, że jej, lubię ich:) BARDZO!"


Jako Diakonia Misyjna włączyliśmy się w tegoroczne spotkanie młodych Taize w Poznaniu. Gościliśmy u siebie Bruna i jego młodzież z Katalonii < nie mylić z Hiszpanią! Grozi ostrzegawczym spojrzeniem, a w gorszych wypadkach wykładem o działaniach niepodległościowych w Katalonii>

Wizyta Bruna i jego drużyny w Polsce to dla mnie wyjątkowo ważne wydarzenie. Ponad dwa lata temu poznaliśmy się na Taize w Genewie, potem zrodził się szalony pomysł rekolekcji w Premia de Mar, a potem rok temu kolejne spotkanie tym razem na Taize w Brukseli. Można powiedzieć, że jesteśmy już starymi znajomymi:) Tym bardziej mnie cieszył fakt, że w końcu będziemy mogli gościć ich u nas w Polsce.

Przyjechało ich razem ośmioro. Dwóch Księży, ( znając sytuację Kościoła Katolickiego na Półwyspie Iberyskiem, a zwłaszcza w Katalonii dwóch Księży z Hiszpanii obok siebie to nie zwykle rzadki widok> 4 chłopców i dwie dziewczyny. Mieszkali u Księdza Pawła, Agaty, Asi, Roberta i Julki < uff! Dobrze, że Julka jeszcze w brzuchu u mamy:) >; no i u mnie.

Nie byli u nas zbyt długo, ale trochę Warszawy zdążyliśmy im pokazać. I jeśli chodzi o znajomość historii naszego miasta i kraju to mogę być z nich dumna- 3 h z Muzeum Powstania Warszawskiego, z przewodnikiem, z ambitnym, baaardzo ambitnym przewodnikiem, oprowadzającym po hiszpańsku zrobiło swoje. Zresztą sami nie raz zadziwiali mnie swoimi pytaniami. Tak jak wtedy, gdy przejeżdżając obok pomnika Prymasa Tysiąclecia na Krakowskim Przedmieściu i opowiadając pokrótce o tymże Prymasie jeden z nich zapytał: „ A prymas Sapieha to gdzie był?”. Albo inne, podobnego typu: Zwiedzając Katedrę Św. Jana, Bruno się zapytał, gdzie znajduje się gąsienica czołgu, który zniszczył Katedrę. < I tu rusza audiotele, już kiedyś na tym blogu było, cieszyło się sporym powodzeniem;), czyli wyślij poprawną odpowiedź na naszego maila! :] >: No właśnie gdzie znajduje się ta gąsienica?

Jak zapamiętają Polskę po tej wizycie?

- Jako kraju wiecznych mrozów i śniegów :) I kiedy to drugie było źródłem niekończącej się zabawy, wielkich bitw śnieżnych, nacierań i innych aktywności, które można zamknąć pod hasłem: „Białe szaleństwo”, to mrozu już pod koniec mieli stanowczo dość.

- Oraz Kraj gdzie wszyscy chodzą w wielkich futrzanych czapkach z królika. < Autobus, jakiś nasz współpasażer właśnie na głowie miał takową CIAPKĘ. „ooo! To są typowe polskie CIAPKI! Musimy takie mieć!- wykrzyknęli nasi goście, i wycieczka po Warszawie została zdominowana przez wyszukiwanie takich nakryć. Na szczęście w miarę szybko udało się je zakupić.>

Muszę przyznać, że bardzo szybko wczuli się w klimat Warszawy. Po opowieściach o Pałacu Kultury, że to dar od Wielkiego Brata, że się raczej PKiN u nas nie lubi, i że najładniejsze widoki w Warszawie są z ostatniego piętra PKiN, a czemu? Bo nie widać PKiN ; jeden z naszych kolegów Katalończyków bystro zareagował:
„A może by tak metro pod spodem wybudować? To może by się jednak zawalił”


Oprócz tych wszystkich krajoznawczo-terenowcyh atrakcji nie zapomnieliśmy również o aspekcie duchowym.

W poniedziałek po warszawskich wojażach zawitaliśmy do Sulejówka, gdzie miało miejsce spotkanie na szczycie. Takie preludium przed wydarzeniami w Poznaniu. Spotkaliśmy się na Eucharystii i wspólnej Agapie razem z młodzieżą z Ukrainy i miejscowymi ziomkami. Tu, oczywiście nie mogło obyć się bez „La bamby”, czy hymnu Barcy wyśpiewanego w postawie stojącej, jedynej właściwej, dla takiego wydarzenia. Myślę, że wspólna modlitwa i zabawa pokazała, że języki i różnice kulturowe wcale nas nie dzielą, a tylko nawzajem mogą ubogacać.



Dzień przed wyjazdem naszych Katalończyków, zabraliśmy również na spotkanie oazowe do Otwocka. Wspólna Adoracja, świadectwa księży i czas zabaw na pewno zostaną nam wszystkim w pamięci.

I czas wyjazdu. Ostatnie wspólne odśpiewanie „La bamby” na lotnisku no i słowa Bruna:
„ Eee, nie ma się co martwić, już było tyle pożegnań, że jestem pewny, że wkrótce znowu się zobaczymy! Najpóźniej w Madrycie na ŚDM”



Kurcze, faktycznie na pewno tak będzie. Wszak to już nasi starzy znajomi:)

Krótko byli z nami, ale tak bardzo intensywnie. Jak sobie ich już pożegnaliśmy, to tak sobie myślałam, że jej, lubię ich:) BARDZO!
Myślę, że ten czas był dla nich na pewno ważny, bo zobaczyli, młody modlący się Kościół. Coś, co niestety w Hiszpanii jest rzadkością.

A dla mnie? Dla mnie ich żywiołowość i południowa spontaniczność przeniosła w jakieś cieplejsze regiony nawet w czasie zimy! :)

Ania

Brak komentarzy: