4.04.2008

Małe, ukraińskie radości i Szaróweczka

Pan Bóg ma swoje sposoby, by nauczyć człowieka cieszyć się z rzeczy, których w innych okolicznościach by nie docenił.
Jak zapewne wiecie, nasz dom się buduje. Część piętra, w której mieszkamy jest już skończona, ale nie w pełni wyposażona. Z utęsknieniem czekałam na szafę i regał do naszego pokoju i jaką wielka radość była, gdy w końcu panowie nam je przywieźli.
Nawet „głupie” światełko, które pan Tolik nam podłączył w korytarzu, cieszyło.
A wczoraj byłyśmy w sklepie po lustro i półeczkę do łazienki. Wybór był ciężko, ponad pół godziny zajęło nam zdecydowanie się na najbardziej odpowiednie lusterko. Tak to jest, jak się wyśle po takie zakupy trzy kobiety :)Już sam fakt zakupu lustra był wielką radością, a co będzie, gdy Tolik nam je zawiesi..? :)
Kolejną małą radością była wczorajsza kolacja w Szaróweczce. Pierwszy raz w życiu robiłam lasagne, w dodatku bez żadnego przepisu i oznaczeń na piekarniku. Ale była jadalna. I wg. xPawła „była przednia” :)

Czwartki będziemy spędzać w Szaróweczce. Wczoraj miałyśmy tam pierwsze spotkanie Dzieci Bożych. Przyszło 16 osób. Śmiesznie było, bo my mówiłyśmy po polsku, oni po ukraińsku i wszyscy się rozumieli :) I nawet nie było większych problemów z uciszeniem uspokojeniem dzieci.
Prawdopodobnie będziemy też przygotowywać do przyjęcia sakramentu bierzmowanych osoby chore (czyt.: babuszki) i kilku chłopców, którzy z różnych powodów nie przygotowywali się z innymi.

Elwira.

Brak komentarzy: