Jak wyglądała Twoja droga formacyjna?
Jestem dzieckiem oazowym – moi rodzice poznali się dzięki Ruchowi Światło - Życie i od wielu lat należą do kręgu Domowego Kościoła. Do Oazy było mi jednak daleko przez bardzo długi czas. Podczas gdy mój brat i część znajomych formowali się w Oazie, ja odnajdywałem swoje miejsce w harcerstwie. Dopiero w liceum zdecydowałem się na dołączenie do wspólnoty przy mojej kapucyńskiej parafii. Z naturalnych przyczyn całą moją formację podstawową przeżyłem więc w prowincji krakowskiej Braci Mniejszych. Również gdy pojechałem na studia do Krakowa, trafiłem do wspólnoty przy kapucynach.\
Dlaczego misje? Skąd ten pomysł?
Misjami zacząłem się interesować w liceum. Z perspektywy czasu wydaje mi się, że na początku była to bardziej fascynacja terenami misyjnymi niż chęć głoszenia Ewangelii. Równolegle ze wzrostem w formacji oazowej, wzrastało również moje pragnienie wyjazdu w przyszłości. Będąc w klasie maturalnej zdecydowałem się pójść na studia geologiczne, by po specjalności hydrogeologicznej móc pracować przy wierceniu studni. Nie traktowałem tego w tamtym momencie jako powołanie, bardziej jako „furtkę” dla Pana Boga, gdyby przypadkiem chciał mnie powołać. Starałem się żyć w otwartości na wolę Bożą i rozważałem różne możliwości.
Wyraźną przeszkodą był dla mnie fakt, że nie znałem żadnych misjonarzy, nie widziałem też żadnych możliwości wyjazdu na misje, a wolontariat np. roczny nie był tym, czego poszukiwałem. Sytuacja się zmieniła, kiedy na początku studiów zdecydowałem się wyjechać na Europejskie Spotkanie Młodych – Taize do Rzymu. Pojechałem tam, nie znając nikogo, zawierzając ten czas Matce Bożej. Na początku wyjazdu podczepiłem się pod grupę prowadzoną przez jakiegoś księdza. W pewnym momencie okazało się, że ten „ksiądz” - o. Maciek, jest Misjonarzem Kombonianinem (od założyciela zgromadzenia św. Daniela Comboniego), który prowadzi w Polsce formację dla świeckich misjonarzy, ludzi, którzy mają pragnienie poświęcić swoje życie misjom.
Był to dla mnie bardzo wyraźny znak Bożej Opatrzności i stał się punktem zwrotnym w moim rozeznawaniu. Po powrocie zacząłem formację w Ruchu Świeckich Misjonarzy Kombonianów, w której trwam już 3 lata.
Opowiedz jak do tej pory wyglądała twoja przygoda z Kenią.
W ramach formacji u Kombonianów uczestniczyłem w doświadczeniu misyjnym w Kenii (sierpień 2014). Była to szansa na konfrontację moich wyobrażeń na temat misji z rzeczywistością. Przez większość czasu mieszkaliśmy w slumsie Korogocho, poznając i angażując się w projekty ojców kombonianów. Spędziliśmy również tydzień na misji Amakuriat, na terenach pierwszej ewangelizacji wśród pasterskiego plemienia Pokot.
Po powrocie do Polski odezwała się do mnie Judyta z diakonii misyjnej, która jak się okazało, w czasie mojego pobytu, wraz z trzema innymi animatorami prowadziła rekolekcje I stopnia w innym regionie Kenii. Dostałem propozycję zaangażowania się w tworzenie Ruchu w tej części Afryki. W ten sposób moja formacja misyjna u kombonianów połączyła się z działalnością misyjną w oazie.
W sierpniu zeszłego roku, wraz z blisko dwudziestoma animatorami z Polski, poprowadziliśmy rekolekcje ONŻ I i II stopnia dla Kenijczyków i grupy z Tanzanii. To doświadczenie jeszcze bardziej utwierdziło mnie w powołaniu misyjnym. Ponadto umocniłem się w przekonaniu jak wiele może wnieść charyzmat Światło – Życie również do Kościoła afrykańskiego.
Na czym będzie polegała twoja misja w najbliższych miesiącach?
Obecnie, tuż po zakończeniu studiów inżynierskich, podjąłem decyzję wyjazdu do Kenii na okres pół roku. Wylatuję z Warszawy w środę 16. marca. Lecę tam przede wszystkim w celu wspierania bardzo młodych wspólnot oazowych oraz podejmowania innych inicjatyw na rzecz rozwijania Ruchu w Kenii. Pragniemy zorganizować w sierpniu rekolekcje ONŻ II dla obecnych członków Ruchu oraz w październiku specjalne rekolekcje dla misjonarzy i kenijskich kapłanów, które wprowadziłyby ich w nasz charyzmat i zachęciły do współpracy w tworzeniu nowych wspólnot w swoich parafiach.
Jestem przyjmowany przez wspólnotę kombonianów w Amakuriat, gdzie posługuje obecnie o. Maciek, którego poznałem w Rzymie. Ponadto mam także kontakt z ks. Krzysztofem – salezjaninem w Nairobi. (Jeżeli ktoś z czytających ten materiał zna misjonarzy posługujących w Kenii, którzy chcieliby się zaangażować w oazę, prosimy o kontakt J ). Moja misja będzie wymagała dużej elastyczności i otwartości, dlatego ciężko mi mówić o stałym miejscu mojego pobytu. Będę tam, gdzie będzie taka potrzeba.
Myślisz już o tym co potem?
Po powrocie chciałbym skończyć studia magisterskie i pojechać na misje na dwuletni kontrakt jako Świecki Misjonarz Kombonianin. Patrząc jednak na to jak mnie Duch Święty prowadził w ostatnich latach, a szczególnie w ostatnim czasie, przekonuję się, że nie ma sensu wybiegać zbyt daleko wprzód.
Dziękujemy i życzymy Ci mocy Ducha Świętego na czas tej misji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz