6.04.2010

Христос воскрес! Воистину воскрес! Аллилуйя!


Chrystus zmartwychwstał… ale czy prawdziwie w to wierzysz?
I zadaję sobie jeszcze jedno pytanie: co to zmienia w moim życiu?
Wiem, że gdyby On nie zmartwychwstał, na pewno nie było by mnie tu, gdzie jestem. Próżna byłaby nasza wiara…

Ostatnio zaniedbałam pisanie. Usprawiedliwiałam się brakiem czasu, ale pewnie gdzieś tam udałoby się jedną czy drugą godzinkę wygospodarować, ale tak sobie myślę, że to kuszenie szatana w Wielkim Poście – no i wygrał. Teraz też przez całe Święta zabieram się do napisania choćby kilku zdań i wciąż odkładam to na później. Przed chwilą też już zmierzałam w stronę łóżka (tudzież paduszki dla wtajemniczonych). Ale Pan Jezus dał nam przykład, jak zwyciężać szatana. I w tym momencie ogarnęła mnie senność :) W ogóle jak już zaczęłam od osobistych przeżyć, to podzielę się moim przeżywaniem okresu przygotowania do Świąt Zmartwychwstania. Był to dość trudny czas dla mnie. Pod koniec drugiego kursu językowego opadłam z sił; i fizycznie i psychicznie.

* * *


No i widzicie, to, co powyżej, pisałam wczorajszej nocy – nie dałam rady więcej. Dziś na szczęście od rana nowy zapas sił i w ogóle jakby nowa porcja Radości Zmartwychwstania! Coś czuję, że ten mój wpis będzie chaotyczny. Za dużo chciałabym przekazać. Zacznę może niezbyt wesoło, jednak wydaje mi się to istotne. To właśnie chyba owoc tegorocznego Wielkiego Postu. Będąc tutaj bardzo silnie odczuwam, że na świecie toczy się nieustanna walka duchowa. Śpiewamy: Zwycięzca śmierci, piekła i szatana. Jezus podjął za nas walkę, w której my sami nie mielibyśmy żadnych szans. Ostateczne zwycięstwo zatem dzięki Zmartwychwstaniu jest nasze, ale dalsza walka z szatanem: przeciwnościami, pokusami i różnymi niepowodzeniami trwa. Kościół występuje w imię Zmartwychwstałego Pana. Czy ja również staję niezachwianie po tej stronie, czy wolę pozostać neutralny, żeby mieć święty spokój? Pod tym względem chyba tutaj jest łatwiej niż w Polsce (często trudno jest stawać w obronie Kościoła co nie?). Tutaj czuję, że jestem Kościołem – jego cząstką. Pracujemy dla wspólnego dzieła, problemów z identyfikacją nie ma. Są za to inne problemy. W moim przypadku przede wszystkim negatywne myśli, że nie warto się starać, że efekty pracy są mizerne, że to czy tamto jest bez sensu… Czuję, że ktoś chciałby zasiać w moim sercu silne przekonanie o mojej słabości, frustrację i zniechęcenie. Żeby po prostu mi się nie chciało. Ktoś powie, że to zwykłe psychiczne zmęczenie dziewczyny, będącej długo z dala od domu itp… Może też. Ale ja jestem przekonana, że to działanie szatana. Dlatego proszę o modlitwę, nie tylko za mnie, ale za wszystkich tutaj posługujących.

Dobrze, to taki może mało optymistyczny wstęp. Teraz podzielę się pokrótce tym, co tu u nas się działo w okresie około świątecznym, a wy oceńcie sami, czy warto się starać dla tej misji! :)

Dwa tygodnie przed Świętami zakończyłam kurs. Co wytrwalsi uczniowie chcieli się nadal spotykać, ale mi te ferie były bardzo potrzebne. Trochę tylko szybko przeleciały… :) Jutro będzie zapis na kolejny kurs, już ostatni przed przerwą wakacyjną. W sumie gdybym nie miała zajęć, też znalazłyby się inne formy aktywności dla mnie: chociażby pełny etat na przykościelnym placyku zabaw, który jak tylko zawitała wiosenna pogoda, zapełnił się szczebioczącą (delikatnie to określając) dzieciarnią.
A na zdjęciu uczniowie z angielskiego w czasie ferii – graliśmy w pingponga i w mafię.


Ferie rozpoczęłam od jednodniowej wycieczki do Kulsar, razem z młodzieżą, występującą tam z pantomimą. Na zdjęciu Anka, która grała marionetkę, manipulowaną przez zło, oraz Misza – Jezus, który więzy manipulacji szatana wziął na krzyż.



Na spacerze po Kulsarach trafiliśmy na festyn, związany z kazachskim świętem początku roku, który obchodzi się 21 marca, tak jak początek kalendarzowej wiosny. Zaszliśmy tam dosłownie na 3 minuty, ale nie byliśmy w stanie wymówić się od poczęstunku, przygotowanego w namiocie.



A było co „kuszać”: oprócz rozmaitych zakąsek, owoców i sałatek głównym specjałem było baranie mięso, a w ogóle głównego dania, czyli bieszparmaku nawet nie doczekaliśmy, bo już się zmyliśmy. Wszystko zakrapiane obowiązkowo herbatą z mlekiem. Ksiądz powiedział parę słów do zebranych, pozdrawiając c prazdnikom w imieniu „Katoliczeskiej Cerkwii” i się pożegnaliśmy. Miłe doświadczenie.

A poniżej jeszcze jedno zdjęcie „z drogi” do Pulsar – miejsce pamięci o zmarłych, w którym każdy przejeżdżający powinien się zatrzymać.


Święta były dla mnie niesamowite, zupełnie inaczej przeżywane niż do tej pory. Ale nie potrafię chyba tego opisać. Znowu widoczne było na każdym kroku to duchowe zmaganie. Dwa przeciwne dążenia. Z jednej strony Wielki Tydzień to zwłaszcza dla księży wiele przygotowań od strony duszpasterskiej, skoncentrowanie na duchowym przygotowaniu do przeżycia tajemnic Paschalnych. Z drugiej strony najróżniejsze sprawy, odciągające od tego, co najważniejsze. Jakoś tak nikogo specjalnie nie zdziwiło, że w krótkim czasie trzy razy zalało nam zakrystię, w Wielki Czwartek pół dnia zeszło na wywożeniu przepełnionego szamba przy Centrum, a całe Triduum księża podejmowali różne próby przetkania kanalizacji. Wezwać miejscowych fachowców to jakby oddać bitwę diabłu walkowerem. Z doświadczenia księdza biskupa wynika, że Wielki Tydzień bez tego typu problemów to „nie bywajet”.

No ale liturgia Triduum była piękna. Dla mnie pierwszy raz przeżywana z perspektywy nawy a nie prezbiterium (u nas schola zajmuje miejsce w tyle prezbiterium). Starałam się pomagać w śpiewach, ale nie musiałam za bardzo o tym myśleć od strony organizacyjnej. Możecie obejrzeć kilka ujęć z Wigilii Paschalnej.

W tle dekoracje, przygotowane przez siostrę Teresę. Zachwyciły mnie swoją prostotą i jednocześnie siłą przekazu. W ogóle dopiero w niedzielę, kiedy wprowadzałam do kościoła grupki kazachskich dzieci, żeby im wyjaśnić, co oznacza hasło Christos waskrjes!, którego wszyscy w tenże niedzielny poranek (i w sumie przez cały dzień) niemalże nadużywają, dopiero wtedy, patrząc na twarze tych dzieci, wpatrzonych z podziwem i zachwytem we wszystko, co składa się na piękno naszej świątyni – chyba przede wszystkim witraże dają taki niesamowity efekt – więc dopiero wtedy i ja zachwyciłam się bogactwem naszej wiary. Później do tego jeszcze doszły słowa o tym, że wiara przyjęta prowadzi do usprawiedliwienia, a przekazywana ustami – do zbawienia. Jeśli wierzymy tylko dla siebie, to nasza wiara staje się martwa, a jeśli się nią dzielimy (jak chlebem), to dajemy świadectwo – wpierw wobec samych siebie.

A muszę dodać kilka słów na temat Christos waskrjes! Otóż jest to tradycja związana z Kościołem prawosławnym, że w Wielkanoc dzieci od samego rana chodzą po domach i w ten sposób pozdrawiają ich mieszkańców. No co ci odpowiadają Waistinu waskrjes! i obdarowują maluchy: cukierkami, kawałkami kuliczi (takich specjalnych bab wielkanocnych) lub kraszonymi jajkami.

Kościół katolicki wpisuje się więc również w tę tradycję, a w tym roku nawet Pascha prawosławna przypadła na ten sam dzień. No więc po sobotnich nocnych uroczystościach nie ma co liczyć na odespanie, kiedy od świtu zaczynają się regularne dzwonki do drzwi. Co w tym wszystkim ciekawe, to większość dzieci stanowią dzieci kazachskie, które powtarzają utarty zwrot, nie rozumiejąc za bardzo jego głębokiego znaczenia.

Na koniec jeszcze kilka zdjęć :)

Chluba naszej parafii: dwójka dzieci, chrzczonych w czasie Wigilii Paschalnej: Angelina i Wowa. Z Angelinką była mama i rodzeństwo – wszyscy są blisko związani z Kościołem, ale w przypadku Wowki nie było nikogo z rodziny oprócz Miszy (starszego brata). Wowa ma 10 lat, ale decyzję o chrzcie podjął samodzielnie i widać, że naprawdę tego chciał.



Prócz dwóch chrztów 4 osoby przyjęły inne sakramenty: Spowiedź i Komunię Świętą. Może ktoś powie: fajnie, ale co to jest w porównaniu z proporcjami z polskich parafii. Tutaj cieszymy się z każdego kroku do przodu.



Dumą parafii w Atyrau są ministranci, o których już co nieco wspominałam, i nie tylko ja.


Służba w cerkwi to dla nich bynajmniej nie przykry obowiązek, to styl życia i ogromna radość.


Życzę wszystkim zachwytu spotkania ze Zmartwychwstałym Panem, który nie zawsze daje się od razu rozpoznać, ale nie zostawi nas samych, gdy dzień się nachyli… tak byśmy mogli za uczniami z Emaus powtórzyć: Czy nie pałały nasze serca, gdy do nas przemawiał?

Magda

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Walka duchowa to rzeczywiście coś co ma miejsce tam, gdzie człowiek prawdziwie oddaje swoje życie Jezusowi. Nie doświadczają jej osoby niewierzące. Właśnie po to jest nam dane upamiętniać Mękę i Śmierć oraz Zmartwychwstanie, byśmy nigdy nie zapomnieli, iż właśnie w Jezusie jest nasze ostateczne zwycięstwo:) Raduję się, że o tym piszesz, bo rzeczywiście trzeba przekazywać to Słowo, które jest tak blisko, na ustach każdego z nas:) świadectwo wiary, doświadczenia codziennych zmagań z tym co w nas słabe i z tym, co z zewnątrz, od szatana pochodzi i tego, że zawsze, choćby dzięki sakramentowi Pojednania, już zwyciężamy... A i w Polsce radoscią napełniają dojrzałe decyzje o wejściu w intymny związek z Jezusem. W Wigilię Paschalną u dominikanów chrzest przyjęły 3 dojrzałe dziewczyny. Nie jest to więc tylko doświadczenie Kazachstanu.
Z pamięcią w modlitwie od samego początku, gdy tylko dowiedziałem się, że jedziesz na misje. W modlitwie za Ciebie i za Wszystkich, nie tylko w Atyrau zresztą, ale całym Kazachstanie

Piotr