5.03.2009

ORA ET LABORA - peregrynacji po Administraturze odsłona pierwsza

Jak się okazuje, Pan Bóg nie przestaje mnie zadziwiać. W ostatnim czasie dużo się bowiem u mnie działo i ... zmieniało. Otóż już dzień po Niedzieli Chrztu Pańskiego musieliśmy w Chromtau rozebrać wszystkie świąteczne dekoracje, spakować się i... wyjechać. Ksiądz
Janusz bowiem musiał lecieć do Polski na leczenie, ja natomiast trafiłem do Atyrau, gdzie
przebywałem jednak tylko kilka dni, gdyż okazało się, że plany się zmieniły i jechać mam do Uralska.

Miasto to położone jest w północno-zachodnim Kazachstanie (500 km. na północ od Atyrau i tyleż samo na zachód od Chromtau, ok. 220 tys.mieszkańców ). Jest tu piękny kościół, dopiero niedawno zbudowany. W parafii pracuje ks. Jan z Polski oraz Słowacy - ks. Peter oraz dwoje wolontariuszy - Ewa i Tomas. Tuż przed moim przyjazdem rozpoczął się
remont mieszkania sióstr Elżbietanek, które sprowadzić się tam mają za pół roku. Moja praca tam była bardzo prosta, sprowadzała się bowiem do pomocy przy remoncie. Razem z Tomasem rozbieraliśmy ścianki gipsokartonowe, burzyliśmy pozostałe niepotrzebne ściany, zrywaliśmy kafelki i płytki, wierciliśmy dziury w ścianach, nosiliśmy worki z piaskiem i cementem, cegły, drzwi i inne rzeczy na piąte piętro (niestety nie pomyśleli w tym bloku o windzie) itd. itp. Ot, taka zwykła, męska robota, za to dająca wiele satysfakcji. A przy okazji niejednej rzeczy się nauczyłem. Tomas słusznie zauważył, że życie tutaj upływa pod znakiem modlitwy i pracy. Niesamowite było bowiem to, że w każdej wolnej chwili mogliśmy zachodzić do kościoła, by modlić się przed tabernakulum. Jakże wielki to przywilej i łaska, móc tak blisko przebywać z Jezusem, zwłaszcza wtedy gdy się jest zmęczonym, bo wtedy On przypomina mi skąd tak naprawdę mam czerpać siłę i dla kogo to wszystko robię.
Ten pobyt w Uralsku to był dla mnie czas takiego stawania w prawdzie o sobie, uświadamiania sobie w jakich obszarach jeszcze niedomagam, nad czym muszę popracować i bez wątpienia też czas takiego uczenia się życia we wspólnocie. Pomógł mi też nabrać do niektórych rzeczy dystansu.

Jednocześnie widzę, że potrzebne jest mi, by ktoś od czasu do czasu sprowadził mnie na ziemię i przypomniał po co tu tak naprawdę jestem. I właśnie dlatego wielką łaską dla mnie było to, że mogłem co jakiś czas na kilka dni zatrzymywać się w Atyrau, gdyż Jowita i Justyna pomagały mi nie tylko dobitnie przemawiając mi do rozumu, ale też przez swoje świadectwo. Zobaczyłem bowiem już nie tylko zakręcone dziewczyny, zarażające radością i entuzjazmem (a tutaj jest to niezmiernie ważne, gdyż codzienność często nie nastraja optymistycznie)*, ale przede wszystkim wolontariuszki oddane całkowice całym sercem swojej posłudze**.


W Uralsku przebywałem 1,5 miesiąca. Kilka dni temu wróciłem do Chromtau. Stęskniłem się za tym miejscem i za ludźmi. W najbliższym czasie czeka nas remont mieszkania, a na wiosnę ciąg dalszy remontu kaplicy (już w wakacje zrobiona została część prac), a to znaczy, że nudzić się nie będę. Dlatego właśnie widzę, że Pan posyła mnie tam, gdzie w danym czasie jestem potrzebny. I mimo, że to co robię dość znacznie odbiega od wyobrażeń, jakie miałem zgłaszając się na ten wolontariat, to wiem, że zwłaszcza te najprostsze posługi są ważne, że przez nie uczestniczę w jakiś sposób w budowaniu Kościoła, tego Żywego Kościoła.


Ale widzę też wyraźnie, że ta moja posługa pomaga przede wszystkim mnie samemu, uczy mnie bowiem pokory, a chyba w tym momencie jest mi ona najbardziej potrzebna. Tym bardziej więc znowu prosze o modlitwę i z całego serca dziękuję za dotychczasowe wsparcie.

Pozdrawiam

Z Bogiem

Przemek

* Śpiewanie siostrom pod oknem Przybyli ułani, lepienie bałwana o pierwszej w nocy, modlitwa spontaniczna w kościele o północy z uwielbieniem i śpiewem, nadziewanie serduszek na walentynkowe łańcuszki o nieludzkiej porze itp.itd. - to tylko niektóre akcje, na które „zaciągnęły” mnie J & J
** wielkie THANKS dla Was dziewczyny. Za wszystko.

Brak komentarzy: