Dzięki szczęśliwemu dla mnie działaniu Opatrzności i przychylności ludzi byłam jedną z osób, które wyruszyły do Szaróweczki na adwentowe rekolekcje :). I przyznaję z głębi serca, że te kilka dni było naprawdę błogosławionym czasem. To, co zastaliśmy na miejscu przerosło nasze oczekiwania. Dawno nie byłam świadkiem (i odbiorcą!) tak dużej życzliwości ze strony innych ludzi. Począwszy od x. Proboszcza szaróweczkowej parafii, po wszystkich mieszkańców. Gościnność zaskakiwała nas na każdym kroku. Tak się złożyło, że we trzy (a więc wszystkie młodzieżowe animatorki :)..) mieszkałyśmy u jednej rodziny. Nasza pani Gospodyni za cel wzięła sobie to, „byśmy bardziej pyszniuchne” wróciły do Polski i wybiegała w koszuli na mróz o 12 w nocy, żeby dostać się do kuchni i „przygrzać nam kotlety” :). Cóż, bywało że było to dość męczące dla naszych biednych żołądków, ale dobrze wiedziałyśmy, że to właśnie sposób okazania przychylności i serdeczności.
Szczególnie wdzięczna okazała się praca/zabawa z najmłodszymi parafianami. Dzieciaki z wielką otwartością chłonęły każde słowo Księdza i każdą zabawę z nami.
Niesamowitym doświadczeniem dla mnie były rozmowy z grupą młodzieży. Podczas dzielenia zazwyczaj otwierali się bardzo, opowiadając o swojej codzienności, szkole, pracy, rodzinach i problemach w nich obecnych. W najbardziej naturalny sposób mówili o życiu religijnym, o swojej wierze. Bez skrępowania i oporów. Widać było jak przeżywają filmy ewangelizacyjne, które im pokazywaliśmy, jak chcą czuć się przez Boga kochanymi i mieć poczucie docenienia…
Wielkim cudem dla mnie był każdy dzień w kościele i na plebanii, gdzie spędzaliśmy większość czasu. Takie…doświadczenie Pana Jezusa za ścianą. Jak domownika…Sąsiedztwo z kościołem, zawsze otwartym, gdzie w każdej chwili dnia można było spokojnie usiąść i porozmawiać z Tym, który zawsze był na to gotowy.
Ważne było również doświadczenie wspólnoty.Wspólnoty z mieszkańcami Szaróweczki i z całą diakonią. Chociaż większość z nas nie znała się dobrze, dzięki działaniu z Góry (niezaprzeczalnemu :)!), stworzyliśmy chyba całkiem dobry team :).
Wszystkie doświadczenia sprawiły, że były to dla mnie najważniejsze adwentowe rekolekcje w życiu. Bo bardzo mocno czuję, że każde spotkanie i każda chwila była darem dla mnie- wzbogacającym na codzienne życie po powrocie. Ufam, że Pan Bóg zdziałał wiele cudów swoją mocą w tym czasie. O części już możemy przeczytać w świadectwie Juli i Oleha, o części pewnie nie dowiemy się nigdy. Zastanawiam się tylko, kto do kogo został posłany. My do Szaróweczki, czy jej mieszkańcy do nas :)….?
Ola
1 komentarz:
Prześlij komentarz