Salam alejkum!
Здравствуйте!
Witajcie!
Jadąc w maju do Uralska nie spodziewałem się, że świątynia, która jeszcze w styczniu i lutym, (kiedy byłem tam po raz pierwszy) przez cały tydzień zionęła pustką i ciszą, w czasie wakacji wypełni się życiem (i wrzaskami maści przeróżnej).
Ostatnio pisałem Wam o łagierze, jaki odbył się w Uralsku w lipcu. Dziś kilka słów o drugim i trzecim turnusie rekolekcyjno-wypoczynkowym (bo tak się to teraz oficjalnie nazywa).
Wiele radości nam te Panie sprawiły, zwłaszcza gdy jeździliśmy z nimi nad jezioro czy do parku. To był taki czas wzajemnego ubogacania się i jestem za niego Bogu bardzo wdzięczny.
Nad całością czuwali ks. Cezary Komosiński i s. Wernika, przed którymi było nie łatwe zadanie. Większość z uczestników bowiem w poprzednich latach jeździła do Aktau, gdzie cały dzień spędzali nad woda, ewentualnie „tracili” godznikę na Mszę Św. Tymczasem w Uralsku dostali niewielką, ale jednak konkretną dawkę „doznań i wiadomości religijnych”. Niektórzy nie ukrywali, że nie są z tego do końca zadowoleni. Połowa z nich jest bowiem z Kościołem związana dość luźno. Było wprawdzie kilka osób z aktjubińskiego Neokatechumenatu, ale np. z Atyrau prawie wszyscy należą do chóru rosyjskiego (bądź są chłopakami śpiewających tam dziewczyn :-) ). Owszem, przychodzą czasem na niedzielną Mszę, żeby pośpiewać, ale niestety nie przekłada się to na ich stosunek do wiary, do Boga. Spośród tych 30 osób zaledwie garstka może przystępować do Komunii, reszta, nawet jeśli była chrzczona, to w Kościele Prawosławnym, ale niestety i tam rzadko kiedy zaglądają.
Każdy dzień rozpoczynał się modlitwą* , w czasie której ks. Cezary czytał Ewangelię z dnia i krótko ją omawiał, sugerując by stała się ona niejako Słowem Życia na dany dzień. Po śniadaniu i dyżurach** następowała krótka katecheza ks. Petera dotycząca Eucharystii, a wzbogacona prezentacją multimedialną. Następnie była praca w dwóch grupach, która sprowadzała się do przygotowania scenki biblijnej, którą odegrać mieli w ostatni dzień. Pierwsza grupa miała przedstawić Ostatnią Wieczerzę, a druga Drogę do Emaus.
Najważniejszym momentem dnia była oczywiście wieczorna Eucharystia. Wszyscy z powagą podeszli do posługiwania w czasie Mszy, czy to poprzez czytanie Słowa Bożego, śpiew czy służbę przy Ołtarzu.
W wolnym czasie przewidzieliśmy dla nich mnóstwo atrakcji. Oprócz kąpania się na jeziorem (którego najbardziej oczekwiali) zwiedzaliśmy z nimi miasto (urzekły ich prawosławne cerkwie, zwłaszcza żeński monastyr), byliśmy na seansie kinowym. Niesamowite wrażenie zrobił na nich tutejszy park***(wśród wielu atrakcji tym razem bezkonkurencyjny okazał się Shrek****).

Ten tydzień to przede wszystkim czas niesamowitego działania Pana Boga. On wiedział co dla nich przygotować. Jestem pewien, że Duch Święty zasiał w sercu każdego z nich jakieś ziarno. Może było to słowo usłyszane na porannej modlitwie lub w czasie katechezy, może coś poruszyło ich w czasie gdy przygotowywali, odgrywali lub oglądali scenki, a może trafiło do nich coś w czasie homilii? Owoce tego czasu należą do Boga.
Ostatnie dwa miesiące to nie tylko te turnusy rekolekcyjno-wypoczynkowe. Nasza parafia naprawdę zaczyna żyć. Najlepsze jest to, że wciąż ktoś nas odwiedza. Czasem jest to jakiś kapłan zatrzymujący się tu „przejazdem”, kierowcy tirów jeżdżący z transportem z Polski do Kazachstanu, małżeństwo z Neokatechumenatu, Pani architekst projektująca kościół, Czeszka i Słowak szukający drogi do Uzbekistanu, prawosławny batiuszka ... Odkąd urządziliśmy salkę z komputerami często przychodzi młodzież z parafii posiedzieć na internecie. Przychodzą też parafianie pomóc w sobotę sprzątać świątynie. Czasem ktoś po prostu chce zobaczyć kościół: jakaś para, rodzinka, „przypadkowy tursyta”.
Wczoraj np. oprowadzałem wycieczkę kazachskich dzieci z Aktau, które spędzają w mieście wakacje. Stresujące to wydarzenie przemawiać po rusku do ok. 40 dzieciaków, ale jest to też niesamowita łaska. Miałem bowiem świadomość, że to prawdopodobnie pierwszy a może i jedyny ich kontakt z Kościołem katolickim.
Przemek
*Dla wielu była to prawdziwa udręka, a rozpoczęcie jej punktualnie w komplecie uczestników, zresztą jak i większości punktów programu, graniczyło z cudem.
**Też nie było to proste, żeby przekonać niektórych, że jednak wypadałoby po sobie posprzątać czy pozmywać.
***Chyba jeszcze nie pisalem o tym na blogu, więc czynię to teraz: takiego parku jak w Uralsku nie ma w żadnym mieście w Polsce! I nie jest to tylko moje zdanie. Doprawdy jest to wizytówka miasta.
****Jakby opisać Wam tą maszynę? Może wystarczy jak powiem, że lepiej nie wsiadać do niej po posiłku...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz