26.12.2009

Boże Narodzenie

Szczęść Boże!
Nadszedł dzień z dawna oczekiwany, a przyszedł tak po cichutku, skromniutku, że gdyby się nie postarać i nie spojrzeć sercem, można by łatwo przeoczyć sedno. Ja w tym roku wszystko przeżywałam podobnie i jednocześnie zupełnie inaczej. Pewną ważną rzecz uświadomiłam sobie, stojąc w kolejce na poczcie (opis tegoż oto urzędu, jak i atmosfery w nim panującej, nadawałby się na oddzielny, całkiem obszerny post o groteskowym zabarwieniu) – wybrałam się, by wysłać kartki (od razu przepraszam, że nie wszyscy, do których chciałabym wysłać, dostaną…) i przez godzinę stałam w tłumie ludzi, szturmujących dwa okienka – jak się później okazało, są to kasy, gdzie opłaca się chyba rachunki i odbiera się chyba emerytury, a żeby coś „atprawic” podchodzi się do innego okienka, a w ogóle podchodzi się bez kolejki, bo wysyłanie czegokolwiek należy widocznie na tutejszej poczcie do rzadkości. Ale co sobie postałam, posłuchałam (kazachskiego), poobserwowałam i pomedytowałam, to moje! No i pomyślałam, że jakby spojrzeć czysto logicznie i obiektywnie, to miejsce, na które mnie Pan Bóg wyprowadził, to zupełna pustynia. Tutaj jakby Go nie było: odsetek wierzących w Niego trzeba by w promilach podawać… I zrodził się we mnie wyrzut: Panie Boże, dlaczego tak wielu ludziom na ziemi nie dajesz się poznać? Ale później pomyślałam jeszcze coś innego (to już nie na poczcie, gwoli ścisłości)… A jak było w Betlejem? Kiedy SAM BÓG PRZYSZEDŁ NA ZIEMIĘ, kiedy Słowo stało się Ciałem i przyszło do swojej własności… Mogło przecież w jednym momencie olśnić Swoim blaskiem i wielkością całą ziemię, wszystkie ludy i narody pod słońcem. Nie! Ono wybrało zgoła najlichsze (przepraszam, że nie zaznaczam, gdzie wchodzą cytaty, ale pewnie wszyscy się orientują, a nie mam akurat Pisma Świętego pod ręką…) spośród miast i najnędzniejsze z miejsc. Niewielu tamtej nocy o Nim usłyszało! Niewielu się nawróciło… A to Bóg przyszedł. Ja przyjechałam do Atyrau i na pewno nie jestem Bogiem :) Ale każdy chrześcijanin powinien Boga nosić w sercu. I jeszcze na tej poczcie pomyślałam (pewnie niektórzy się niepokoją, że przesadzam z tym myśleniem;), że do Kazachstanu, do Atyrau i na tę sypiącą się pocztę nie przyjdzie Pan Bóg, dopóki ktoś Go tam nie zaniesie… I tu naprawdę nie chodzi o wielką ewangelizację, tylko o bycie tutaj. Bardzo powoli zachodzą zmiany w moim sposobie myślenia (skończyłam już edukację, ale Bildung trwa…). Ksiądz Biskup w czasie Wigilii wspominał, że właśnie minęło 10 lat jego posługi na tym miejscu. Dziesiąta Wigilia w Kazachstanie. Dzień szczególny, ponieważ kiedy w 1999 roku na jesieni przyjechał do Atyrau, nie znał tu żadnego katolika, i właśnie 24 grudnia odprawił pierwszą mszę „z ludem” (ok. 10 osób) w hotelu. Praca tutaj to dawanie swojego czasu – i nie mylić z marnowaniem! I bardzo często zaczyna się bardzo skromnie, jak w Betlejem, i często nie widzi się owoców tego, co się robi… [Zainteresowanych zachęcam do przeczytania tekstu księdza Biskupa na podsumowanie roku: http://www.catholic-kazakhstan.org/Atyrau/Pl/index.htm]

Ale dość przemyśleń. Nie miałam ich w planach, chciałam tylko opisać pokrótce atyrauski przedświąteczny i świąteczny czas. Wrócę jeszcze do 15-16 grudnia, kiedy odbył się w naszej parafii zjazd wszystkich kapłanów i sióstr zakonnych, pracujących w Atyrauskiej Administraturze. „Zjazd wszystkich”… - można sobie wiele wyobrażać pod tym pojęciem, zwłaszcza że odnosi się ono do obszaru dwukrotnie większego od Polski. Księży jest tutaj ośmiu… Kiedy uzmysłowiłam sobie to, patrząc na nich „wszystkich” w czasie Eucharystii, kiedy pomyślałam, że „wszyscy” oni zgromadzili się w jednym miejscu (niektórzy mieli kilkanaście godzin jazdy, by tutaj dotrzeć, inni przylecieli samolotem), to aż dreszcz mnie przeniknął, taki… wiecie… podszyty Bożą bojaźnią…



(Atyrauscy parafianie, którzy przyszli na mszę ze wszystkimi „swiaszciennikami” zachodniego Kazachstanu)
Spotkanie tego typu odbywa się raz do roku. Zawiera się w nim oczywiście podsumowanie pracy, relacje z poszczególnych parafii, omówienie planów na przyszłość, ale przede wszystkim SPOTKANIE we wspólnocie, nacieszenie się wzajemną obecnością. Ogromna większość z księży to Polacy, jest tylko ksiądz Peter ze Słowacji i ksiądz Sasza z Białorusi (ale studiował w Polsce). Nie mają tutaj łatwej pracy, ale w czasie spotkania nie dało się zauważyć u nich goryczy czy rozpaczy. Jest na przykład kapłan, ksiądz Czarek, który pracuje na swojej placówce zupełnie sam. W Kulsarach dopiero od kilku lat powstaje nowa parafia, a jest to miejsce dość nieprzychylne Kościołowi, a może po prostu nieufne. Ksiądz mówi, że po 18 nie można wychodzić z domu.

A po spotkaniu zaczęliśmy już bezpośrednie, intensywne przygotowania do Świąt. Cieszyłam się, bo szczęśliwie zakończyłam pierwszy kurs i wreszcie mogłam bardziej włączyć się w sprawy parafialne. A wszędzie można było się przydać :) Wspólnymi siłami przystrajaliśmy „cerkow” – myślę, że w porównaniu z polskimi kościołami nie mamy się czego powstydzić! Choć sztuczno u nas, nie żywo… Ale nic to! Zresztą sami popatrzcie na zdjęciach.


Sporo przygotowań wymagała Pasterka, która przyciąga do kościoła sporą rzeszę ludzi. Przed Mszą odbył się koncert chóru, a właściwie chórów: naszych trzech chórów połączonych w jedno. Niesamowite było to dla mnie doświadczenie. Właściwie odbyła się jedna próba… w Wigilię od 22:00. A koncert był o 23:30. Połowy pieśni na koncert uczyłam się właśnie na tej próbie. A angielskojęzyczni chórzyści, którzy mają kłopoty z rozszyfrowaniem cyrylicy, w ogóle nie mam pojęcia jak dali radę zaśpiewać pieśni rosyjskie… :) Doświadczyłam, że TA NOC naprawdę jest nocą pokoju. Przed Świętami było sporo problemów z przygotowaniem koncertu i śpiewów na Pasterkę, ponieważ wiele osób miało różne, często rozbieżne wizje, które trudno było zebrać w jedno. Ja próbowałam znaleźć w tym wszystkim jakieś swoje miejsce, zwłaszcza, że i w Borku Wielkopolskim (a niech będzie trochę reklamy:) próby scholi (pozdrawiam:*!!!!!!!!!!!!!!) stanowiły bardzo ważną część przygotowania do Bożego Narodzenia. A nie było to łatwe… Ale mimo że na początku trochę się denerwowałam na to wszystko, to później jakoś znów udało mi się przestawić myślenie i „wyluzować”. Zdać się na to, że „cicha i święta noc” sama poukłada wszystko według planu, nie naszego i nie rozpisanego na komputerze, ale tego obmyślonego przez Kogoś Większego Od Nas i naszych małych wyobrażeń i pomysłów… :) W ogóle takie doświadczanie wielości kultur na co dzień uczy otwartości i tolerancji. „Cichą noc” śpiewaliśmy w pięciu językach, w tym też „na polskam”, a „Adeste fideles” w czterech




Co jeszcze chciałam napisać. Wiecie, jest prawie północ drugiego dnia Świąt, a ja chciałam tego posta skończyć już wczoraj, ale nie wyszło. Dzisiaj od 14 do 22 byłam „troszkę” zajęta w Centrum przygotowywaniem dekoracji na jutrzejszą Scenkę Bożonarodzeniową. Dwa dni świąteczne przeszły, a ja nie zdążyłam prawie nikomu z Polski życzeń złożyć. Ledwo w ogóle troszkę czasu znalazłam, żeby do domu zadzwonić :) [W ogóle wiem, że za dużo „w ogóle” używam, ale wybaczcie, proszę… nie chce mi się już zmieniać]. Ale (księża rodem z Tarnowa i okolic wstawiliby w tym miejscu urocze słówko dość) nie narzekam, bo po to tutaj przyjechałam, żeby mieć co robić. I dość jestem zadowolona :) A w ogóle scenkę przydałoby się jeszcze z tydzień poćwiczyć, więc zobaczymy, jak to jutro wyjdzie, ale atmosfera, jaka panuje wśród naszej dwunastki aktorów, jest niepowtarzalna. Oni też tam dziś byli całe popołudnie i wieczór. Jakoś ufam, że sobie jutro poradzą…

I chyba w tym momencie zakończę. Jeśli chodzi o życzenia, to dołączam się do życzeń Diakonii Misyjnej :) Niech Jezus, na nowo przyjęty do serca, przyniesie POKÓJ! Dobrej nocy!
Magda

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Święty Franciszek wziął jednego ze swych współbraci, by "ewangelizować".

Poszli do miasta, przeszli je i wrócili. Ależ, ojcze Franciszku, mieliśmy przecież ewangelizować?! A cóż innego czyniliśmy?

Tak i Ty na poczcie i wraz z innymi tam obecnymi, dużo więcej czynicie przecież, niż to przejście franciszkowe po mieście. A Pan raduje sie tam Waszą obecnością:) a każdy z nas dumny jest z Was.