22.10.2008

Kościół Katolicki jest w lesie....

...czyli o Misterium Kościoła odnalezionym w amazońskiej dżungli.


„Kościół to nie tylko dom z kamieni i złota. Kościół żywy i prawdziwy to jest serc wspólnota.” – po raz kolejny tą prawdę mogłam odkryć będąc gościem na misji w Novo Airao.
Do księdza Jana Sopockiego przybyliśmy wraz z moim, wtedy jeszcze chłopakiem w niedzielę 24 sierpnia.
Na pierwszej niedzielnej Mszy Świętej, stojąc wśród osób, których nie tylko nie znałam, ale, z którymi nawet nie potrafiłabym się porozumieć (poza zapytaniem o drogę), doszła do mnie myśl o wielkości i wspaniałości Kościoła. Pierwszą i najważniejszą Osobą, która nas jednoczyła był Jezus. W czasie Eucharystii przecież dokonuje się największy cud i wszyscy, bez względu na pochodzenie przyszliśmy po to by w nim uczestniczyć. Wszelkie bariery językowe nie miały wtedy żadnego znaczenia - gazetka z tekstem Liturgii nagle była zrozumiała, pomimo tego, że potrafilibyśmy przetłumaczyć co piąty wyraz i to bardziej na zasadzie domysłów. Słowo Boże nie pozostawiało żadnych wątpliwości: moja Ecclesia Mater, zbudowana na skale, jaką jest Piotr, przerasta wspaniałością i pięknem wszelkie wyobrażenia, a to z prostej przyczyny – jest wspólnotą wiary.
Kiedy byliśmy już w trakcie podróży, najpierw płynąc Rio Negro, następnie jej dopływem – Rio Jau, mogliśmy przyjrzeć się pracy misjonarza, można powiedzieć „od podszewki”. Sześć dni spędzonych wspólnie na barce, spotkania z Caboclos, Msze Święte – okazało się, że faktycznie misjonarz musi być człowiekiem „z głową na karku”, mocno stojącym na ziemi i wzrokiem utkwionym w Chrystusa. Gdy przychodziła taka potrzeba, ksiądz Jan zmieniał się: kiedy mieliśmy uszkodzony silnik – w mechanika; kiedy oczekiwaliśmy mieszkańców wspólnot – w muzyka z harmonią; kiedy mieliśmy pytania – w tłumacza; kiedy poszukiwaliśmy i oglądaliśmy kajmany – w osobę dbającą o nasze bezpieczeństwo. W każdym z tych momentów był przede wszystkim kapłanem – niesamowite było dla mnie jego świadectwo o powołaniu – człowiek powołany do miłości, do miłości Kościoła.
Wszędzie gdzie przybywaliśmy, byliśmy witani z niezwykłą otwartością. Przyjazd księdza z Polakami bywa niezbyt częstym wydarzeniem. Coboclos podkreślali wagę takich spotkań poprzez zakładanie, dla nas mogłoby to się wydawać zwykłych, jednak dla Brazylijczyków żyjących w Amazonii - odświętnych strojów.
Mieliśmy także szczęście i zaszczyt uczestniczyć w sakramentalnym włączaniu dzieci do wspólnoty Kościoła. 29 sierpnia byliśmy świadkami dziesięciotysięcznego Chrztu Świętego na tych ziemiach, od kiedy są tam polscy misjonarze. Eucharystię przeżywaliśmy wówczas po raz pierwszy jako narzeczeństwo. I tutaj znów ukazała się powszechność Kościoła: po Komunii, przed rozesłaniem, otrzymaliśmy uroczyste błogosławieństwo, natomiast po zakończeniu Mszy Świętej, Caboclos poprzez pieśni modlili się nad nami wstawienniczo.
Kiedy teraz patrzę na ten czas spędzony w Brazylii, konkretniej czas na misji w Amazonii, to jedno jest dla mnie pewne – nie była to żadna turystyka, ani „wolny wyjazd”, to była przygoda i rekolekcje.
Z jednej strony zupełnie inny świat, kultura, klimat, ludzie, dzikie zwierzęta, gęsta dżungla, z drugiej zaś mając świadomość powszechności Kościoła czułam się jak w domu i to, co było dla mnie „inne” i „nieznane” nie sprawiało, że byłam zagubiona, ale przeciwnie: otwarta na bogactwo świata, który pokazywał mi Pan Bóg.

Anna Dowejko

Fragmenty tekstu przygotowanego dla „Horyzontów Misyjnych”

Brak komentarzy: