29.09.2016

Manifest radości i wiary - Oazy w Kenii 2016




Pierwsze dni sierpnia, Światowe Dni Młodzieży dopiero się skończyły, a już kilkuosobowa ekipa animatorów Ruchu Światło – Życie pakowała swoje plecaki i wsiadała do autobusu do Wiednia, skąd wylatywał samolot na równik, do Kenii, miejsca naszej misji. Zmęczeni, ale uśmiechnięci i przepełnieni radością oraz wiarą w młody Kościół, a przede wszystkim, że Jezus poradzi sobie z naszymi nie do końca dopracowanymi materiałami, przymykającymi się oczami z niedospania. Taki czas – najbardziej szalony i owocny zarazem dla naszego Kościoła.




Kenia przywitała nas jak zwykle uśmiechniętymi twarzami naszych przyjaciół, czerwoną ziemią, zapachem świeżych bananów i awokado, soczystą zielenią, radością, głośnym śpiewem i biciem bębnów. W tym roku Jezus zaprosił nas do poprowadzenia rekolekcji I st. ONŻ oraz oazy 10 kroków. Jedynkę poprowadziło dwóch miejscowych franciszkańskich kapłanów, ojciec Stephen, Kenijczyk, który był obecny przez pierwsze dni, ojciec Kazimierz, polski przeor kenijskiej prowincji, który dołączył do nas w trakcie oazy i został do końca. Niesamowitym ubogaceniem była obecność kleryka Janka (br. John), Kenijczyka studiującego w łódzkim seminarium mówiącego po polsku. Animatorami byli Piotr – który od pół roku przebywa na misji w Kenii oraz dziewczyny: Agatka, Kasia, Kasia i Ola. Diakonię 10 kroków zbudowali ks. Bartek z diecezji przemyskiej i cztery animatorki: Ania, Iza, Patrycja i ja. Tym razem rekolekcje odbyły się w Mitunguu, miejscu od którego cała nasza Kenijska przygoda się rozpoczęła w 2014 roku. Miejscowości na samiuśkim równiku (no może 15 km od niego). 2 kaplice, troszkę przyozdobione ŚDMowymi barwami, z Jezusem, który u nas zagościł. Wspólna jadalnia i pokoje, dla chłopców i dziewczyn, po jednym. Liczba uczestników na oazie 10 kroków przekroczyła 30 osób, a na I stopniu ONŻ było to powyżej 50 uczestników. Z roku na rok przybywa nam na tych oazach Tanzańczyków, którzy głośno dopominają się o rozpoczęcie misji w tym właśnie kraju, bo jak sami powiedzieli, tamtejszy Kościół nie oferuje i nigdy nie oferował rekolekcji dla świeckich katolików, dlatego oaza jest dla nich tak bardzo istotna. 



Rekolekcje były manifestem radości i wiary. Tak właśnie wyobrażam sobie rekolekcje za czasów ks. Franciszka Blachnickiego. Wszystko nowe, odkrywcze, Jezus wołający głośno i pokazujący, co chce od Swojego Kościoła. Każde spotkanie w grupie, adoracja, konferencja wnosiły nowe spojrzenie na wiarę, wiarę tych spontanicznych, młodych ludzi, a tak często uciśnionych w swym życiu, bez nadziei na lepsze jutro, żyjących bez dostępu do podstawowych prawd. Kim byli nasi uczestnicy – uczniowie szkół podstawowych, studenci, nauczyciele, fryzjerki, bezrobotni, budowlańcy, właściciele małych biznesów, dzieciaki z domów dziecka i Ci, co mogą pozwolić sobie na lepsze życie. Często katecheci, jedyni w swojej okolicy, zastępujący kapłanów, bo Ci nie docierają do tak odległych plemion, bądź jest ich zbyt mało. Nazywają mnie księdzem, przyznał mi się jeden z moich uczestników, inna dziewczynka powiedziała, że jest przez oazę wykluczona ze społeczeństwa koleżanek, bo im chce przybliżyć Jezusa, ale mówi, że jest szczęśliwa, bo tylko z Nim może przezwyciężyć swoje smutki i zaakceptować straszne zachowania i wybory swoich rodziców, sąsiadów. Regina i Robert za miejsce bliższego poznawania się oraz miejsce wzrastania w wierze i miłości wybrali rekolekcje oazowe właśnie, a w tym roku zaprosili nas wszystkich na swój ślub, na który pojechaliśmy wszyscy dzień przed rekolekcjami, a oni oazę 10 kroków potraktowali jako swój miesiąc miodowy. 



Od pierwszego dnia, na obu rekolekcjach, działy się prawdziwe cuda. Rekolekcje podobne do tych w Polsce, te same szczyty, formy prowadzenia spotkań, wyprawy otwartych oczu, taki sam namiot spotkania. Tylko te rekolekcje takie bardziej roztańczone, szkoła śpiewu i tańca, zamiast gitary bębny i kajamba, Msza dłuższa i w innych rytmach, a także pytania odrobinę inne. O Maryję, charyzmaty w Kościele, o czyściec i piekło, czy naprawdę istnieją, a chyba najważniejsze, o spowiedź. Jeden i drugi stopień przygotował konferencje i spotkania, na których można było pojednać się z Bogiem. Nie było konfesjonałów, ale kolejki do kapłanów siedzących na drewnianych krzesełkach, którzy sami nie mogli uwierzyć w ten cud spowiedzi. Liderzy kościoła, którzy czasem po wielu miesiącach, inni wielu latach przystąpili do tego sakramentów. Spotkania trwały. Do późnych godzin nocnych. Łzy. Głośny śpiew naprzemiennie z przejmującą ciszą. Pokój. Adoracja, jak potem mi powiedzieli, nie zdarza się u nich często, niektórzy po raz pierwszy mogli przytulić się do Jezusa, który był tak blisko, pierwszy raz patrzyli na Niego, który jest tak bardzo obecny. Oaza I stopnia biegła znanym nam rytmem, przyjęcie Jezusa czwartego dnia, wstąpienie do deuterokatechumenatu, ewangelizacja uczestników i poprzez uczestników okolicznych domostw, zachwyt Jezusem, wiarą, Kościołem. Oaza 10 kroków pozwoliła zrozumieć uczestnikom to, co nie jest dla nich dostępne w formacji w ciągu roku. Niektóre dni mieściły 2 spotkania w grupie, inne konferencje o krokach, później spotkania, długie rozmowy, godziny modlitwy, trudne to rekolekcje, ale i owoce już są widoczne, a Jezus na pewno zrobi jeszcze więcej!


Co teraz, szybko, bo w październiku, czyli już niedługo – rekolekcje kapłańskie w Kenii, za rok zapewne kolejne stopnie w Kenii, może nawet też w Tanzanii, no i marzenie nasze największe – powstanie wspólnot Żywego Kościoła w Kenii, a potem w kolejnych państwach Afryki, aby Ruch trwał, budował, ewangelizował i czynił szczęśliwymi.

 Judyta Sowa

Świadectwo:

Miesiąc spędzony w Kenii był dla mnie bardzo ważnym doświadczeniem. Już od pierwszego dnia mogłam wyraźnie odczuć Bożą opiekę i prowadzenie, dzięki słowu jakie Pan przygotował na ten dzień: "Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje." (Mt 16, 24). To wezwanie Chrystusa przypominało mi się we wszystkich trudnych chwilach w trakcie naszego pobytu w Afryce. Gdy wszystko szło niezgodnie z planem, gdy działy się rzeczy zupełnie nie do przewidzenia, Pan Bóg przypominał mi, że muszę się zaprzeć siebie, zrezygnować z mojego planu i zaufać, że to co wydaje mi się najlepsze, a mimo tego się nie udaje, jest Jego planem. Czas ten pomógł mi bardziej zaufać Jezusowi i otworzyć się na Jego plan względem mojego życia i życia ludzi którzy mnie otaczają.

Kasia Herman, animatorka na ONŻ 1 stopnia w Kenii







Brak komentarzy: