Żyjemy – nie martwcie się aż tak – ale modlić się trzeba! Z resztą – na bocznym panelu naszego bloga dołączyliśmy (z prośbą o modlitwę codzienną za nich) oazowiczów, do których dołączyłem, i którzy dużo wcześniej przede mną wyjechali z Polski do Ukrainy, żeby budować tu Żywy Kościół. Mam nadzieję że w którymś kolejnym poście coś wiecej o każdym z nich napiszę. Może oazowi apostołowie z jakichś innych krajów też poproszą Diakonię Misyjną o codzienną modlitwę za nich? diakoniamisyjna@gmail.com
Generalnie każdy z nas troszkę przeszedł walki z wirusami grypopodobnymi – ale to nie jest aż tak, jak media to pokazują. Podzieliliśmy się objawami chorobowymi: ja kaszlę, Basię boli gardło, ks. Jarek jest osłabiony, a ks. Paweł ma katar i kicha. A potem – zamiana. Każdy z nas troszkę się musiał leczyć. W każdym razie - dziękujemy Elwirze za paczkę z lekarstwami, która właśnie doszła. Masek na razie nie potrzebujemy.
Ja się przeziębiłem jak mi nasz terenowy samochód się na zboczu jaru zepsuł nad Smotryczem, jak jechałem z Komunią Świętą do chorej i czekałem na kogoś, kto mnie stamtąd zabierze („terenowy samochód” czytaj: „stara Łada Niwa, która już przejechała prawie 200 tys. km; może komuś w garażu zawadza takie coś i by nam dał – bo „terenówka” jest nam niezbędna do niektórych dojazdowych wiosek zimą, a ta jest już naszą największą skarbonką; już nie mówiąc o czasie, który się strasznie dłuży za każdym razem gdy Niwa jest naprawiana). Na szczęście awaria była już we wsi i nie jechałem szybko. Bo jakby tak w błocie na zboczu albo przy dużej prędkości koło mi się zablokowało albo jeszcze gorzej - odpadło, to by było kiepsko.
Chyba się wyratowaliśmy jednak przed tą grypą, co jest u nas teraz. Choć tak naprawdę wydaje mi się, że trochę jest przesady (jak zwykle u dziennikarzy) z informacjami nt. grypy na Ukrainie. Ale to nie świńska grypa tylko medialna, a przeziębienia zawsze bywają na jesieni.
Ks. Paweł zaraził się chyba ode mnie w Mołdawii (a byliśmy, byliśmy – w Bielcach; ale o tym następnym razem), Basia na Kursie „Filip” dla młodzieży, a ks. Jarek na cmentarzach.
No tak – cmentarze. My nie mamy jednej procesji na cmentarzach w listopadzie, tylko 18. Każda większa, szanująca się wioska ma swój własny cmentarz (a nawet dwa – bo jeszcze prawosławny). Pierwszą połowę listopada spędzamy więc na cmentarzach modląc się za zmarłych. Poza tym – wiele tu ludzi ginęło w ciągu wieków, z różnych narodowości i różnych kultur. Może ta czarna ziemia jest tak żyzna przez skarb krwi tych, co tu poginęli, a może poginęli, bo skarbem jest ta ziemia…?
No właśnie – „różnych kultur”: groby chrześcijańskie i post – sowieckie. Co nam zostaje jeśli jest tylko ludzka chwała i ludzka pamięć (nawet za poświęcenie). Czy ci żołnierze leżący pod sowieckimi gwiazdami, z daleka od krzyży cmentarnych zmartwychwstaną do wspólnoty życia wiecznego, czy tam też mają być tak oddzieleni?
Co nam zostaje bez życia wiecznego? Na jednym z grobów napis: „Nu wot i wsio, Halina”. Jak to „No i tyle, Halina”? To co na ziemi – to nie wszystko!!! Jeszcze jest ZMARTWYCHWSTANIE!!! Jak mawiała kiedyś pewna babcia przed śmiercią: „Do grobu dajcie mi jeszcze łyżeczkę do tortu – bo na zakończenie jest zawsze jeszcze coś najlepszego - pyszny deser!” Czyli Zmartwychwstanie!!!
A na pomniku cmentarnym lepiej mieć obraz Jezusa Miłosiernego, czy może ciężarówkę, której oddałem całe swoje życie? Życie Wieczne też?
Co nam po pomnikach, choćby nie wiem jak mocno wyryte tam były nasze nazwiska? (Hi 19, 23-27.) Na starym cmentarzu w Gwardiejskiem (dawniej Felsztyn) są zniszczone, zarośnięte krzakami i mchem resztki pomników cmentarnych z nazwiskami Felsztyńskich, Czuwasz, czy …
Pokolenia przeminą, rodzina cała wymrze lub daleko się przeprowadzi historia się przetoczy po tych grobach. O naszym grobie i o nas kiedyś zapomną. Cała nadzieja w Chrystusie i w chrześcijanach, którzy aż do ostatnich dni będą modlić się na cmentarzach i głosić nadzieję: Pokój wam - Pan Śmierć Pokonał!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz